czwartek, 27 marca 2014

Czuję się jak stół z powyłamywanymi nogami...

Nogi mnie bolą tak, że szał, dziki szał. Wczoraj miałam na godzinę 14.00 i siedziałam do zamknięcia sklepu, czyli 21.30, do domu wróciłam tak na prawdę po 22.00, jakąś godzinę trzeba było siedzieć i się rozliczać, bo coś się nie zgadzało. Dziś nie było lepiej, czort maszyna się popsuła, nie chciała przyjmować kart i już. Po jakimś czasie jej zachwianie równowagi wróciło do normy, czasem widać żyje swoim życiem :-) Dziś poszłam do pracy na 9.00, powinnam siedzieć do 17.00, a siedziałam do 17.20 na sklepie, potem jeszcze godzinę mnie trzymali bo się doliczyć nie mogli, bo czort maszyna się zepsuła, jak wyżej wspomniałam.Od rana nic nie jadłam, nie miałam nawet przerwy, bo ludzi w pracy było dziś za mało. Na szczęście moja szefowa jest przedziwnie miła, powiedziała mi, że muszę sobie zrobić przerwę i następnym razem mam iść, nieważne ile osób będzie na sklepie.
Wróciłam wczoraj do domu kompletnie wypruta z życia, a dziś nóg nie czuje, po 3 dniu pracy. Muszę zainwestować w lepsze buty. Na szczęście ludzie w pracy są w porządku, a w sklepie całkiem fajnie się pracuje, tylko trzeba stać...
A jak wróciłam do domu zastałam mojego bratanka, który na mój widok chwycił się za buty, bo chciał iść na spacer, później jak zaszłam do łazienki znalazłam chrupki w sedesie, następnie wyciągnięty stary telefon, przesuniętą na bok lampkę z nad mojego łóżka, znikną pilot od odtwarzacza... Młody rządził w domu :-D
A na dodatek "robal" znów coś napisał, ale nawet nie chce mi się tego czytać, zwyczajnie usunięte :-)

Coś na poprawienie humoru :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz