wtorek, 11 marca 2014

O przychodzeniu dziś mowa, czyli mówię, lecz nie przyjdę :-P Mogłabym w sumie przyjechać, ale... nie, nie mogłabym.

Ostatnimi czasy chciałam się wybrać na występ mojego kolegi kabareciarza. Już mu wcześniej zapowiedziałam, że tym razem będę na 100%, nie ma szans, że nie, tym razem tego nie opuszczę! Wyszło jak zawsze, lecz tym razem byłam jednocześnie i miło zaskoczona i w ogóle zaskoczona. Kolega zapytał mnie czy będę, odpowiedziałam z dumą, że tak, tym razem będę, tylko muszę kupić bilet, kupię przed samym występem, a on mi mówi, że nie będę. Ale jak to? Dopytuję, a w odpowiedzi słyszę, że w pierwszym tygodniu sprzedały się tylko 4 bilety i to te, które on sam kupił, ale w kolejnym tygodniu rozeszły się niemal od razu i już biletów nie ma. Otóż miłym zaskoczeniem dla mnie było to, że stand-up, kabarety, open mic i w końcu roast ma tak duże zainteresowanie :-) I takim w ogóle zaskoczeniem było to, że nie mogłam dostać biletów przed samym występem, nie sądziłam, że tylu ludzi ma chęć wpadać na takie występy, głównie lokalnych artystów. To super sprawa, ale znowu opuściłam występ mojego kolegi. Poprzednio albo źle się czułam, albo musiałam do lekarza, albo zajmować się dzieckiem jako dobra ciocia. A jak raz chciałam i miałam czas, to biletów zabrakło :-D

No cóż, nawalam nie tylko ja jak widzę, ale kiedy się umawiam z innymi oni też lubią nawalać. Raz zupełnie nie wiem po cóż się malowałam, wyglądałam jak gwiazda filmowa na rozdanie Oscarów, tylko co z tego?! Skoro on zadzwonił 30 min przed moim wyjściem, że nie przyjdzie... Szlag! Skreśliłam go na zawsze, niech nawet nie próbuje mnie więcej zaprosić na kawę. Samej kawie bym nie odmówiła, ale jemu owszem :-D Na dziś też byłam umówiona i wiedziałam, że wyjdzie jak wyjdzie, wiecie czego najbardziej nienawidzę? Tego, że czekam, już jest ta umówiona godzina, a ta gadzina, z którą się mam spotkać nawet nie raczy zadzwonić, czy choćby napisać, że się nie zjawi. I tak gadzina za gadziną mijają, a ona żadnego znaku życia, taka moja przyjaciółka :-/ Ale nie to, żebym z nią przyjaźń zerwała z tak błahego powodu, tylko muszę ją nauczyć, żeby za każdym następnym razem odzywała się jeśli nie przyjdzie, nie będę na nią czekać i się nastawiać, że coś razem zrobimy. Przynajmniej spokojnie poprasowałam pościel, która czekała od kilku dni, na szczęście lubię prasować, mimo, że spokojnie, to niestety pot ze mnie płyną. Tak to przy mojej chorobie jest, że człowiek się szybko poci, albo mu zimno i ma dygoty :-)

A rower wciąż nie naprawiony...


Na rozwidleniu dróg czekają na nas strzygi i topielice... ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz