piątek, 21 lutego 2014

Maju, maju, w maju... zobaczymy się znów. Jak skończy się kawa i ciastka. Albo chociaż cukier lub mleczko do kawy.

Dni bywają lepsze i bywają gorsze. Wczoraj miałam jeden z gorszych. Poszłam do urzędu, a tam mi mówią, że brak mi jednego papierka, wiem, że go nie mam, ale nie moja wina, że tak się kiepsko nałożyło jedno na drugie i musiałam na dokument czekać i przyjść do urzędu podczas tego "zawieszenia", a bez jednego świstka nic nie załatwię, zapraszamy w maju. Czemu w maju? Taką mamy kolejkę do urzędu, ale papier proszę przynieść wcześniej. To jak przyniosę nie mogę od razu tego załatwić? Sorry, my tak pracujemy, znaczy pijemy kawę. Kolejki na maj, a ja w biurze byłam sama, dwa pozostałe stanowiska wolne i jeszcze z innego pokoju przyszła laszka na kawusię i ploty. Masakra. Wracać chciałam autobusem, przyjechał, szukam biletu, w jednej, drugiej kieszeni, nawet w spodniach. Zgubiłam bilet, a w portfelu tylko 50 zł, kierowca biletu nie sprzeda, przeszłam się więc jeden przystanek do przodu i kupiłam bilet, postanowiłam pójść jeszcze jeden, bo autobus miał być za 10 minut, a kolejny przystanek był blisko. Na przejściu dla pieszych zauważyłam, że mój autobus "za 10 minut" właśnie sobie pojechał. Zmarzłam, ale w końcu dotarłam do domu. Spotkałam sąsiadkę na klatce schodowej, która wcisnęła mi czekoladki w zamian za pomoc, mój ojciec naprawił jej kran, więc chciała podziękować, wcisnęła je mnie, bo akurat szłam, a wejść na górę było dla niej za ciężko, windy w moim bloku nie ma. Ta pomoc nie była tyle warta, ale uparta to starsza pani :-) Nie tylko ja miałam gorszy dzień, wczoraj dwie dziewczyny na zajęciach się pokłóciły, nieskromnie powiem, że o mnie :-) A było to tak: pani A zajęła miejsce pani B, która to zajęła miejsce pani C. Panie B i C siedzą po moich obu stronach, zawsze im pomagam, a obok mnie nie było już miejsca, więc pani C musiała, kiedy przyszła usiąść gdziekolwiek. I się obraziła na panie A i B. Ale to pani A się wkurzyła i nakrzyczała na panią C, za to, że chce osiągnąć swój cel za wszelką cenę, bo już zaczęto nad nią nadskakiwać, żeby tylko załagodzić sytuację. Taka nerwówka przed egzaminami. Na koniec dnia wpadłam na pomysł o czym by mogła być moja nowa książka. Pomysł mi się udał, zobaczymy jak go zrealizuje i czy treść będzie mnie zadowalała. Po ciężkim dniu, jeden dobry pomysł wynagrodził mi wszystko.

Ale czemu, aż w maju? Wtedy skończy się im kawa i ciastka, czy jak?


Na koniec notki miły widoczek. A teraz zajmę się moim wyzwaniem. 30 dni na naukę języka Litewskiego.


Piękna biel i srebro na gałązkach :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz