wtorek, 18 lutego 2014

Bezkarnie żółte południe... popołudnia bezkarnie cytrynowe. I mam chęć na lody, cytrynowe oczywiście ;-)

Na cieniutkich gałązkach wierzby, na samej jej górze zauważyłam dwa gawrony siedzące obok siebie, słońce zachodziło, a one siedziały na tle tej ognistej kuli. Pomarańczowo-żółte słońce oślepiało, a poświata otulała swym blaskiem te dwa małe stworzenia siedzące na dokładnie tej samej wysokości co ja, wierzba urosła na wysokość piątego piętra, mojego piętra. Widok ten był niesamowity, w głowie mam jeszcze inny, całe stado, czarne stado wron oblatywało kilkakrotnie wokół wierz kościoła. Czarna chmara nad kościołem, czy to był znak? ;-)

Na temat kościoła, czy wiary dziś wypowiadać się nie będę, polecę za to, bo muzyka łagodzi obyczaje, piosenkę zespołu Coma o pięknym tytule "Popołudnia bezkarnie cytrynowe".


"Znalazłem jedyne źródło i cel wszelkiej racji...
Nie wiem komu i jak
podziękować za los
co nasycić się dał
współistnieniem przez nasz podwójny czas".

"Słońce na wylot przenika przez głowę,
życie mi płynie przy tobie cytrynowe..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz