piątek, 19 grudnia 2014

Poczuj ten smak, poliż nieba, a wszystko będzie miało smak fleczera.

Kiedy dentysta mówi ci, że nie będzie bolało, a znieczulenie jest niepotrzebne to wiesz, że coś się dzieje. Osiągasz stan, w którym ból sprawia, że nieba liźniesz, ale wcale nie potrzebujesz znieczulenia. W końcu wkładają ci fleczer i przez ten czas jaki będziesz go mieć, potrawy będą nim smakowały. Mniej lub bardziej, z czasem wcale, ale w końcu przypomnisz sobie o nim, gdy jedząc ciasto marchewkowe wyczujesz specyficzny smak, który obrzydza ci każdą potrawę... wydatek to tylko 350 zł. Na razie tylko 200 zł ponieważ nie mam jeszcze plomby. Ale przecież to żaden wydatek, zwłaszcza przed świętami...

Pudełko za 150 zł? Czemu nie. Dobrze, że kupowała to pracownica sklepu, a nie ktoś obcy, bo byłaby draka... Mam na myśli naszą mistrzynię cechu sprzedawców, ma ona żyłkę do handlu. Tak to był sarkazm. Wydatki przed świętami osiągają rekordy z roku na rok, żeby na czymś zaoszczędzić szukamy fajnych promocji, które w rzeczywistości nie istnieją :-D Produkt o połowę taniej tylko teraz? A gramatura produktu to się jakoś nie zmniejszyła przez przypadek? Czy ta promocja rzeczywiście jest promocją, czy kupując 3 za 2 oszczędzam rzeczywiście, czy są to tylko grosze? Trzeci produkt rzeczywiście jest gratis? Wszystko przemawia za, a nawet przeciw aby to kupić, ale w sumie i tak to kupimy, ponieważ jest to nam potrzebne. Jesteśmy w stanie zaoszczędzić nawet te grosze. Ale, żeby kupować przy tym puste pudełko za astronomiczną cenę? W zasadzie w tej cenie do kupienia był tablet wraz z etui, ale nasz geniusz oczywiście żyjąc we własnym świecie, zrobił co uważał za słuszne. To nic, że kazałam jej poczekać, bo pójdę po zestaw na zaplecze, to nic, że pokazałam jej kod, z którego ma skanować cenę za zestaw, wszystko to było nie ważne. Szukając później u niej na kasie czegoś zauważyłam zestaw, który przyniosłam, spytałam dziewczynę czy nasza koleżanka nie wzięła tabletu, odpowiedziała, że wzięła, pytam więc czy był tu jeszcze jakiś, mówi nie, więc pytam to jaki wzięła, odwracam się, a na półce tablet stoi, ale brakuje pudełka od niego, tablet stał na pustym pudełku, pytam dziewczyny, gdzie jest pudełko, mówi, że stoi tam dalej, od tabletu gdzie pudełko pytam, że stoi za tabletem uparcie mi mówi, więc jeszcze grzecznie mówię, że to nie jest od tabletu, tylko etui do niego. pytam co zrobiła z pudełkiem, mówi, że sprzedała... puste pudełko, pytam, a ona, że nie wiedziała... Szczęście w nieszczęściu, że padło na naszą koleżankę, a nie na klienta, chociaż ten pewnie od razu by spytał, czemu to takie lekkie, ale skoro to koleżanka to ufała, że wszystko w porządku. Wróciła wściekła.
Ach ten cudowny czas kupowania prezentów :-) Został mi jeszcze jeden prezent do kupienia. Na szczęście już tylko jeden.
Czas przed świętami spędzamy na pracy, sprzątaniu, kupowaniu, gotowaniu i przystrajaniu choinki lub podłaźniczki. Powiedzmy, że u mnie choinka już stoi...

 
wystarczy włożyć podgrzewacz i podpalić, a choinka rozbłyśnie ;-)

Poza tym, dorzuciłam kilka starych ozdób, które dziś znalazłam w mojej graciarni, czyli takiej szafce na samej górze regału, w której gromadzę pierdółki, których szkoda mi wyrzucić i ozdoby na choinkę :-)
 prawie dziesięć lat, a wciąż odświętnie służy :-)                         



                                                                            ręcznie malowane :-)

I jeszcze trochę blasku, prezent sprzed trzech lat od mojej mamy, chociaż nie jestem wierząca, to jednak lubię aniołki, są dla mnie takimi samymi nieistniejącymi wytworami jak na przykład syrenki czy ogry, albo inne elfy, jednakże elfy i aniołki mają w sobie coś urokliwego :-)























Od czasu do czasu słucham radia dość powszechnie znanego, a jeszcze nie usłyszałam tam tej pieśni, która mówi, że bez względu na grudniową pogodę, czy to śnieg, czy to deszcz, święta są za pasem...

No więc... tak są już za pasem, a ja jeszcze nie zaplanowałam co kiedy będę piekła :-P domowy cukiernik ma w tym roku obsuwę, a na dodatek nie dogadałam się z mamą w sprawie dodatków i obie kupiłyśmy to samo do ozdoby ciast :-)

Chociaż nie wierzę to święta obchodzę na mój sposób, jest to dla mnie czas rodzinny, taki dzień dobroci, spotkania z rodziną, w którym to dniu jest pewna magia, ale wątki religijne pomijam, choć nawet kolędy lubię pośpiewać, w końcu znam je ze szkoły i zawsze mi towarzyszyły, nie widzę w nich niczego złego. Jak miałam dziewięć lat śpiewałam o kosmokwakach, więc jakieś dziecko też mi wielkiej różnicy nie robi, lubię dzieci, są fajne :-D Wesołych świąt! :-)

wtorek, 9 grudnia 2014

Mikołaj przyszedł z pasztetem...

Jak co roku dopada nas klątwa mikołaja... mikołajki. Każdego roku dzieci znajdują w swych butach słodycze. Można na bardziej amerykańską modłę do specjalnej skarpety, jeśli komuś onucki śmierdzą :-D Nie tylko dzieci dostają prezenty, te wyrośnięte i przeterminowane dzieci śmierdzące dorosłością też lubią dostawać prezenty dostosowane do ich wieku. I tak w posiadaniu moim znalazły się:

rozświetlający podkład Rimmel, a także szminka Kate Moss nr 22 również firmy Rimmel.
Prezenty od mojej mamy, które sama sobie wybrałam.

Oczywiście klątwa polega na obłąkańczym i szaleńczym ganianiu po sklepach w celu znalezienia prezentu, najlepiej w odpowiedniej cenie, na mikołajki jakiś drobiazg, ale na święta... tu już trzeba być rozrzutnym. Trzeba? Nie trzeba, ale chciałoby się dać tej drugiej osobie przysłowiową gwiazdkę z nieba. Nie ma problemu, jest władca galaktyki, można ponoć od niego kupić gwiazdę za 50 dolarów, czy coś koło tej ceny, Polak potrafi. Klątwa ma swój dalszy ciąg, wydaj pieniądze, wydaj pieniądze... coś jak zombie na zakupach. Największym przekleństwem klątwy jest to, że kupujemy wszystkie ładnie opakowane pierdoły po zawyżonych cenach. Podniesiemy cenę, ponieważ produkt jest w świątecznym opakowaniu. Niby są promocje, niby są przeceny, obniżki, ale dajcie spokój, jak wam pół rodziny na głowę się zwali to dla każdego trzeba coś kupić, wtedy nawet obniżka wam nie pomoże. A skoro mamy grudzień, gonitwę za prezentami uważam za rozpoczętą. Ja mam spokój, bo prezenty kupiłam w tamtym miesiącu. Dla mamy najdroższy, kupiłam jej depilator, który sama sobie wybrała, więc świątecznego efektu łał nie będzie, natomiast w sklepie był efekt zaskoczenia, ale u mnie w domu już od dawna dajemy sobie prezenty wcześniej niż pod choinkę w ten "wyjątkowy" dzień, który jak dorastasz i staje się bardziej komercyjny i przeliczany na pieniądze, wydatki to traci swój urok. Oczywiście my dorośli, dzieci jak dzieci, tylko mój 9 letni siostrzeniec nie wieży w mikołaja. Natomiast jego o rok młodszy brat przygotował buty na mikołajki, ten starszy znalazł w bucie śrubkę, która wypadła z kieszeni męża siostry, która powiedziała mu, że pod choinkę dostanie pasującą nakrętkę. Młodszy znalazł oczywiście słodycze i... pasztet :-D Siostra kupując słodycze kupiła jeszcze pasztet do jedzenia i zapomniała go wyjąć z reklamówki. Tłumaczyła dziecku, że mikołaj zajrzał do lodówki, zobaczył, że niewiele w niej jest to dołożył jeszcze pasztet :-D Dzieciak później nie chciał się podzielić specjalnym pasztetem od mikołaja.
Prezent ode mnie dla mnie, czyli gra wiedźmin w wersji planszowej, jest również cyfrowa, ale ja jednak zrezygnuje z jej kupna, jednakże puzzli nie odpuszczę :-) A premiera gry znowu przesunięta, tym razem z lutego zrobił się maj, ale to tylko dla dobra gry, więc czekam :-) Czekam na najbardziej wyczekiwaną grę roku.

A na miły wieczór piosenka, przypomniałam sobie jak kiedyś miałam fazę na punk, faza jak się okazało nie była krótkoterminową zajawką, została na dłużej i dobrze mi z tym.


Teledysk się zapętlił i wczoraj cały wieczór słuchałam, mojego brata nie było więc nie czuł się zmaltretowany i zgnębiony. On woli The Prodigy i Skrillex'a. Tak, jesteśmy o dziwo spokrewnieni 
:-D

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Przy maślance i ogórku. Nie wiem dlaczego...

Zabiłem matkę śledziem, a ojca zjadły mole. Nikłe ślady inteligencji wciąż walczą o życie. Hello kitty długopisem piszę, umarły resztki rozumu, wysyłam s.o.s... Seks, dużo seksu!!!
Skoro już przykułam waszą uwagę to chciałam wam się pochwalić iż z przyjaciółką zachwycamy się wielkością planszy gry w Wiedźmina :-D Pies chciał grać z nami, ale jako pionek, bo chodził po planszy, sugerując mu zamknięcie w szafie zrozumiał, że pionkiem być nie może, Geralt miał konia, a nie psa. Z racji późnej nieco godziny takie bzdury o zabójstwie sśledziem przychodzą mi do głowy, a może to wina maślanki, może przeterminowana, czy coś ;-)

Wysyłam s.o.s.... wysyłam w kosmos pocałunki swe, lecz nie do niej, a do niego. Gdzieś mi się zapodział, bo nie widziałam go przez dłuższy czas, może faktycznie znajdę go w kosmosie.

niedziela, 23 listopada 2014

Swoje własne kredki, swój własny pastelowy świat...

Leniwa niedziela, kawa o zapachu orzechowym, a nawet o lekkim posmaku orzecha laskowego, sernik z czekoladowym biszkoptem i jedyny sens mego życia, poza wszystkim co związane z Wiedźminem, muzyka. Odpoczywam po nerwowej sobocie w pracy. Pozwoliłam sobie na zakup albumu Cleo i Donatana "Hiper Chimera" i po części jest fajnie, po części nie. Oczywiście na okładce wokalistka wygląda na przynajmniej pół nagą, jest opleciona warkoczami, seks, check. Nieprawdopodobnie idealny wygląd i makijaż twarzy wyprodukowany w photoshopie, check. Skoro ładna pani na okładce przyciąga wzrok to zaliczamy okładkę do udanych :-D Nie jestem fanką ich twórczości, nie neguję jej, bardzo pochwalam to, że w nowoczesne style muzyczne wplata się trochę naszej pięknej słowiańskiej kultury, z której powinniśmy być dumni. Kilka piosenek trafnie wpadło mi w ucho, pozostałe nie, ale to w końcu muzyczna chimera. Sama piosenka o tym samym tytule co płyta udeptała sobie ścieżkę w mojej głowie i ciągle po niej krąży... Ostatnia pozycja dla płyty, która na pewno się sprzeda to piosenka, która na pewno nie da ci żyć, check. Płyta zaliczona do jak najbardziej udanych. I to jest właśnie ten powód, dla którego producent powinien chwalić się swoimi nagrodami :-D Nie ma co żyć w cieniu.

A z innej mańki, to jeśli nie nadajecie się do czegoś, to powiedzcie sobie stop. Nie mówię i nie zachęcam, żeby od razu się zniechęcać i poddawać, ale jeśli od kilku miesięcy postępu nie ma to czas powiedzieć sobie stop, to mi jednak nie wyjdzie. Tak droga koleżanko z pracy, nie wyjdzie ci to, chyba, że bokiem jak będziesz musiała dopłacać do tego interesu. Jak się ma same manka od miesiąca to na wypłatę nie ma co liczyć, zwłaszcza jeśli po dwóch tygodniach manka wynoszą w sumie 300 zł... Uświadom sobie, że jesteś złą kasjerką i idź gdzie indziej. Ponoć już szukają za nią zastępstwa. Już się cieszę i macham uszami na myśl o tym, że znowu będę musiała kogoś szkolić... Sad but true. To ja jestem od szkoleń, może nowej pójdzie lepiej i nie będzie żyła we własnym świecie, jak się do niej powie, a ona stwierdzi iż rozumie, to może na prawdę zrozumie i nie będzie dalej robić tych samych błędów. Czasem wydaje mi się, że pewne rzeczy robi złośliwe, troll jeden... Jak mówię, nie ruszaj tego, nie pomieszaj tylko bo później nie wiem co dokładać, a czego mam dość, to co nasza gwiazda robi? Oczywiście burdel na kołach. Później nic nie mogę znaleźć, ani powiedzieć czego brakuje, a co jest. Jak pomieszasz wszystkie czerwone papierosy różnych firm ze sobą, to wcale nie znaczy, że będzie dobrze, a ja nie będę w stanie powiedzieć ile jest tych, a ile tamtych. A jak klienci się na ciebie skarżą to może zmień swoje postępowanie? W kilku prostych słowach: "Wiedz, że coś się dzieje." :-D

Dobrze, że jeszcze jutro mam wolne, ale we wtorek, znowu pracuje z gwiazdą mojego sklepu... Po prostu pastelowe...

wtorek, 11 listopada 2014

Wstawaj! Dość spania!

Ostatnio znalazłam w sklepie drugą część mojej ukochanej gry... no dobra to nie gra, to już ma miano stylu życia :-D A mówię o Wiedźminie 2, jako, że jestem zapaloną fanką nie tyle samej gry, ale również gadżetów postanowiłam kupić nie tyle co tylko grę, ale również dodatki... Sklep internetowy pomógł mi w spełnieniu mojej fantazji i wczoraj przyszła wyczekiwana od tygodnia paczka. Jest gra, jest ścieżka dźwiękowa, jest breloczek wiszący już przy kluczach, jest przeklęta moneta i zapiski Jaskra... były też dwie figurki i tu była masakra... ja rozumiem, że są papierowe, dość sztywny był ten papier, ale serio jakoś lepiej się nie dało tego wykombinować, czy to ja jestem na tyle niepełno sprytna, żeby składać te figurki chyba godzinę, a szło mi to jak składanie klocków lego w ich typowej pierdyliardowej ilości. Powoli i ciężko, żeby ogarnąć bo cóż... instrukcja dość uboga, a reszty domyślać się trzeba samemu.
Standardowo mamy figurkę Geralta i jedną figurkę-niespodziankę, mnie trafiła się Triss.

Figurka Triss cały czas się przewraca, dlatego że wygląda jak śpiąca zostawiłam ją tak i zajęłam się składaniem Geralta, który podczas składania został przeze mnie uszkodzony na boku, uznajmy to za rany bitewne, ustawiłam go obok i zahaczyłam ręką, przesunął się na bok i wyglądało to tak jak na zdjęciu. Pewnie chciał ją trącić tym mieczem, żeby wstawała :-D 
I tak będę musiała użyć kleju, ponieważ figurki w niektórych miejscach się rozpadają... I oczywiście trzeba naprawić Geralta.

Jest jeszcze notes z ołówkiem w sztucznej skórze... tylko czemu ołówek kreślarski? Tak właśnie, takiego samego ołówka używa mój ojciec,  kiedy trzeba jakąś deskę przyciąć, zaznacza takim miejsce przecięcia :-P Z tym, że mój ołówek ma fajne wzory, ponoć wypalane. 

A teraz do grania, bo się napaliłam :-D

piątek, 7 listopada 2014

Z tysiąca jedna noc... jaka noc, czego noc, kto tej nocy się rozbiera? :-D

Dawno się nie widząc postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę, byłam u niej prawie cały dzień, a zanim wyszłam wkurzyłam się bo mi kreska pod okiem nie równo się rysowała, tak makijaż ma swoją zasadę, jak malujesz się na co dzień to wyglądasz bosko, ale jak malujesz się na konkretne spotkanie to już nic nie wychodzi, ani się nie układa :-P No skoro już się wygrzebałam z domu to udałam się na przystanek, oczywiście babcie na przystanku są jak terroryści, ustawiają się jeszcze bez przepychanek, wbiegają do autobusu, a tam następuje lokalizacja miejsca wolnego, namierzone i biegiem, łokciami się przeciskając dokuje dupsko na siedzeniu... wybuch euforii, że się udało zasiąść i na czterech literach dojechać do celu podróży, na następny przystanek... Damn....
U przyjaciółki pogadałyśmy, wypiłyśmy kawę, obejrzałyśmy kabarety, wypiłyśmy herbatę, poszperałyśmy w jej gratach oczyszczając trochę szuflady...

 Krokodyl w spódniczce z kwiatka pożera beznogą dziewczynkę... czemu nie :-D

A dalej trochę historycznie. Dawno już temu, ojciec przyjaciółki brał udział w rozbiórce starej kamienicy, w jej ścianie znalazł stare zdjęcia wraz z albumem, a także książeczkę, zaproszenie


 Dnia 3 lutego 1934 roku...







Ciekawi mnie na co zostali zaproszeni kawalerowie? :-D
Na końcu książeczki jest informacja iż wejście kosztuje 4 zł... Przychodzi mi na myśl striptiz dla ubogich hahaha :-D

Kto się boi pająków? Co powiecie na ptasznika chodzącego wam po plecach?

 Na szczęście ten ptasznik jest gumowy :-)
Tak to się kończy szybkie sprzątanie, wygłupami i starymi znaleziskami sprzed lat dalszych i bliższych, karteczki powtykane w portfele i stare małe prezenciki, a nawet jakiś medalik nie wiadomo od kogo i skąd. Przynajmniej pies się ucieszył bo dostał stare miśki do destrukcji za pomocą zębów zniszczenia wszelakiego co popadnie w pysk.
A teraz dobranoc bo mam do roboty na rano. Posprzątajcie w szufladach, może znajdziecie coś śmiesznego :-)

wtorek, 21 października 2014

Muszę pohamować wydawanie pieniędzy...

Pracy mam tyle, że sama jedna nie wyrabiam. A jestem jedna, koleżanka się zwolniła i choć źle to zabrzmi bardzo się z tego faktu cieszę, chciałam aby moja przyjaciółka zaczęła pracować, ale ona woli chodzić na jakieś zajęcia dla kosmetyczek, widać nie dorosła do pracy :-P Ale jak chce niech sobie chodzi byleby mi tyłka nie zawracała jakimiś głupimi propozycjami, żebym zapisała się razem z nią, bo pracuję przez sześć, a nawet siedem dni w tygodniu.Przerwa i znowu do roboty... Jeden dzień laby i znów stoję za moją kasą. A to wszystko dla kasy, dla tych kilkuset złotych, ale skoro mam tyle godzin w tym miesiącu to też wypłata będzie solidniejsza :-D Przysyłali do nas dwie babki, jedna zrezygnowała po szkoleniu, a druga robi badania i znowu źle to zabrzmi, ale ja jej nie chcę za moją kasą. Dziewczyny z personelu zewnętrznego stoją na monopolu, gdzie rządzę ja i pilnuję porządku. Owszem przydałby się ktoś do pomocy, ale niech przyślą kogoś młodego, a nie stare baby. Ja rozumiem, że starsi też chcieliby pracować, ale litości, do takiej pracy trzeba kogoś już przystosowanego do warunków i tempa. Ewentualnie kogoś młodego, kto nie będzie miał problemów z utrzymaniem tempa. Mam już 157 godzin przepracowanych w ciągu 19 dni. A niedługo wypłata... Nie ma się co cieszyć, gdyż poprzedni miesiąc był słaby, więc sądzę, że będzie marna, ale za ten miesiąc powinna być miła mi sumka, którą po części przeznaczę już na prezenty gwiazdkowe, gdyż nim dostanę pieniądze przed świętami to nie zdążę niczego nigdzie kupić :-/ W listopadzie już będę miała jeden problem z głowy :-D Ale z tym wydawaniem pieniędzy to robi się źle. Wydaję więcej niż zarabiam, po części temu, że moja wypłata nie synchronizuje się z fajnymi rzeczami w sklepach jak np.: audiobook "Coś się kończy, coś się zaczyna.", Wiedźmin 2 wersja rozszerzona, czy też słuchawki dobrej firmy, które dają mi niesamowity dźwięk. Albo ceramiczny kubek do kawy, czy też nowa myszka do komputera, dodam, że myszka dla gracza :-D A wydatki już się kłaniają, kosmetyki, trzeba by zainwestować w nową i lepszą szczoteczkę elektryczną i uzupełnić pewne braki w garderobie. Za internet zapłacić i telefon... ale jeszcze o tym nie myślę, póki nie mam za co myśleć :-) Na tą chwilę spoglądam łakomie na czekoladki, dziś są moje imieniny i dostałam od ojca dwie bombonierki... Tak ojcowie mojego pokolenia mówią kocham.
Muszę mniej wydawać i kontrolować wydatki, wpadłam więc na pomysł by zbierać paragony ze sklepów i sumować ile wydałam i czy rzeczywiście jest mi to potrzebne, czy mogłam sobie pozwolić na taki mały wydatek. I czemu wydałam pieniądze skoro mogłam zaoszczędzić i wziąć do pracy kanapki :-P
A to będzie ostatni tak wielki wydatek, czyli Wiedźmin 3 :-D Tak wielki bo oczywiście wersja rozszerzona :-P Przecież w moim przypadku, jeśli chodzi o "Wieśka" to nie innej opcji.

poniedziałek, 29 września 2014

Co kobiety kochają kupować najbardziej? Buty! Nawet jeśli to będą buty sportowe i nieco różowe, choć niespecjalnie przepadam za tym kolorem. Jednak większego wyboru nie było skoro to ostatnia para. A była dopiero 9.00

Tak dawno nie pisałam... no ale praca, praca i przeziębienie, potem znowu praca i tak to się toczy. Jeśli chodzi o moją pracę to chciałam z niej zrezygnować, ale gdzie ja znajdę drugiego tak fajnego chłopca co mi zrobił bransoletkę z gumek. Pochwaliłam jego bransoletki to na drugi dzień miałam i ja :-) Nowy uciekł do innego sklepu i tyle go widzieli, wszyscy pytają czy mam z nim kontakt lub pytają jakby to było oczywiste, że mam z nim kontakt, co u niego słychać? Nie mam, nie chce mieć, zostanie starym kawalerem, tyle wam powiem! Jest wybitnie nieśmiały, choć jak "moja wtyka" powiedziała podobam mu się. Więc opcja, że jest gejem została odrzucona. Z pracy chciałam uciec przez złą atmosferę, na szczęście się poprawiła i atmosfera jest milutka jak pluszowy miś. Taki co go można kupić w "Bierdonce" na przykład (błąd w pisowni zrobiłam umyślenie), taki miś na akcję WWF. Osobiście kupiłam niedźwiedzia :-) Poprawiło się po odejściu koleżanki, która była ostatnimi czasy bardzo nieprzyjemna w swoim zachowaniu. Olewała klientów, olewała pomoc, biegała jak natchniona po sklepie i rozkładała towar, byleby tylko nie stać na kasie bo to ją nudzi. Ja wszystko rozumiem, ale po to żeby stała na kasie została zatrudniona. Odkąd nie pracuje ten mały wredny troll, jestem szczęśliwa i lubię przychodzić do pracy. Przestało to być już tylko mniej lub bardziej smutnym obowiązkiem. Tylko trzeba było znaleźć kogoś na jej miejsce, tak więc bezrobotna przyjaciółka już robi badania potrzebne do rozpoczęcia pracy. Czekam niecierpliwie na dzień, w którym będę ją szkoliła, gdyż mam nadzieję, że będę to ja właśnie ja, najlepiej w piątek od południa :-D No nie oszukujmy się, ale taki mamy klimat, takie mamy czasy, że znajomi załatwiają pracę znajomym, wszystko po znajomości, bo inaczej jest trudno. Pierwszą pracę też miałam po znajomości, później z doświadczeniem było już z górki coś znaleźć, wystarczyła odpowiednia chwila i szybka reakcja na ogłoszenie :-D Tak, to był jeden wielki fart. Chociaż mogłoby być lepiej, jakbym nie pracowała na umowę zlecenie. Ale wieszczą mi, że tak powiem awans na oficjalnego pracownika. Byłoby fajnie, bo wszyscy mnie lubią i chwalą, że dobrze się ze mną pracuje. Zwłaszcza kierownik hali mnie lubi :-D (To kobieta, tak dodam, żeby nie było). Gdybym została tym pracownikiem na normalnej umowie, to mogłabym w końcu rozejrzeć się za jakimś mieszkaniem do wynajęcia ze współlokatorką, lub lokatorem, kolega był chętny :-D Oczywiście nie narzekam na mieszkanie z rodzicami, ale w końcu czas opuścić gniazdko. Zwłaszcza, że dzień spędzony z ojcem był dość nietypowym dniem, kiedy mama wyjeżdża, a ja mam czas to kiedy ojciec siedzi w domu usiądę z nim, wypijemy kawkę, obejrzymy coś, zamienimy dwa słowa i wracam do swojego pokoju, lub wychodzę. Jednakże dziś pojechaliśmy razem do sklepu po buty, kupiliśmy sobie słodkie bułki, jak ja dawno nie jadłam jagodzianek z bitą śmietaną i razem w domu sprzątaliśmy, a jeśli chodzi o sprzątanie to mój ojciec jest perfekcyjną panią domu, wersja terminator kurzu i brudu. Mieliśmy też razem robić babeczki z bitą śmietaną, ale mamy bułki... Raz robiliśmy wspólnie pierogi z jagodami, ciasto wyszło nieco brązowe, ponieważ domowa Gessler (lubi gotować i eksperymentować w kuchni, choć nie zawsze jest to jadalne jak naleśniki z serem w polewie czekoladowej, paskudnie mu to wyszło) pomyliła kubek wody z kubkiem kawy, na szczęście szybko się zorientował, że woda jest jakaś "brudna".
Późno już więc czas się szykować do pracy... ciekawe kiedy teraz będę miała wolne, miałam wziąć na drugiego, żeby bratowej pomóc przy dziecku, ale jej siostra zwolniła się z pracy, więc jej pomoże. Jedni się zwalniają, innych przenoszą, a trzeci szukają pracy, cała reszta myśli jak zarobić, żeby się nie narobić, albo wcale nic nie robić.

A u mnie już po kawie... 
Uwielbiałam tą bajkę jak miałam... 6 lat? Może siedem.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ulencja Bedorf - autorka

Zacznę od tego, że swatanie lub jego próba nie są w moim życiu mile widziane... nowemu wpadłam w oko i nic w tym złego, ale żeby zastępca kierownika zasugerował mi, żebym się za chłopaka brała bo jest sam. Jak zechce to się wezmę, nie jest tak całkiem w moim typie, ale w zasadzie nie chodzi tylko o typ, charakter to rzecz zasadnicza i podstawowa. Moja mam by się ucieszyła jakbym sobie już w końcu kogoś znalazła, od zerwania z byłym minęły prawie trzy lata, to już sporo czasu, więc można by się za kimś rozejrzeć, mój obiekt westchnień jest takie mam wrażenie daleko poza zasięgiem, pewnie nie jestem w jego typie, nie każdy facet lubi kobiety wyższe od siebie :-D wiem z własnego doświadczenia, z tego wszystkiego mój niedoszły chłopak został księdzem ;-)
A teraz przejdę do tego, że dali mi dziesięć dni wolnych, od dziś, a już dziś zadzwonili do mnie, czy mogę jutro przyjść do pracy :-P No trudno, nie zaplanowałam żadnego wyjazdu, czy spotkań, tylko pisanie nowej powieści. Rozpoczęłam pracę nad nowym ebookiem, wydaje je na stronie bardzo przyjaznej autorom. "Wydaje.pl  jest portalem wydawniczym, w którym każdy może wydać swoją publikację w postaci ebooka i zarabiać na jej sprzedaży. Możesz opublikować wszystko – od beletrystyki po prace naukowe, a sam proces może przebiegać zupełnie automatycznie bądź też z pomocą naszych specjalistów. Portal skupia społeczność aktywną literacko i czytelniczo."
Mamy wpływ na wszystko, na okładkę, na treść, żadnej cenzury, nie ważne czy jesteś profesjonalnym pisarzem, czy nikomu nieznanym debiutantem, wydajesz co chcesz i za jaką cenę chcesz. Pracuję nad czwartym ebookiem i mam już dziewiętnaście stron poddanych mojej surowej krytyce, nadają się, zobaczymy z czasem ile będzie poprawek. Jestem bardzo samokrytyczna, jak powiedział mi mój profesor, jestem po prostu bardzo ambitna.
Plan rozpisany, opis postaci i miejsc jest, nic tylko pisać dalej :-)
Szczerze bardzo bym chciała pochwalić się wam moimi małymi dziełkami, ale jestem tam podpisana swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, dlatego wam się nie pochwalę, chcąc tutaj zostać bardziej anonimową, dlatego, że piszę tutaj o tym co leży mi na wątrobie, o moich przemyśleniach, etc. Nie wstydzę się tego, z drugiej strony chcę mieć swobodę pisania.
I nutka na dziś wieczór...

wtorek, 12 sierpnia 2014

Designed in Poland! A produkcja?...

To jest "Dziabąg" - nocny marek, twój najlepszy mroczny przyjaciel do kieszeni i do poduchy, tak straszny i upiorny, że boją się go duchy! Uchroni cię od czarów, klątw i uroku... nie napisano tylko jakiego uroku. Niech dotrzyma ci kroku szczególnie po zmroku! Dziabąg to produkt kolekcjonerski. Znaczy, że nie zabawka, a coś co się zbiera i przechowuje przez lata, na tym polega kolekcjonowanie. Tak, nadal mam karty Dragon Ball z paczek chipsów Crunchips jak się nie mylę.
Poniżej Dziabągowa sesja zdjęciowa.

Trochę elegancji i kolorowej fantazji.
Przerwa na kawę z ciastkiem.

Szklana pułapka

Owoce mojej pracy, gdyż pomidor ponoć jest owocem.

Uskrzydla mnie ten dzień :-)

Dziabągi znaleźć można w salonach empik i oczywiście na stronie dystrybutora, gdyż pochodzę one z Tajlandii. Wyjątkowo nie made in China ;-)
Dystrybutorem jest sklep internetowy Pan Dragon

Teraz pewnie zastanawiacie się, czy ta nadmiernie lubująca się w wydawaniu kasy, aby nie zdziecinniała? A może faktycznie uskrzydla mnie ten dzień? A może lubię takie zwariowane rzeczy? Na pewno lubię robić zdjęcia, a to był dobry pretekst by kilka ich zrobić. Zresztą na starość nie trzeba być nudnym, pozdrowienia dla wszystkich mega dojrzałych, których przeraża poczucie humoru i fantazja rodem nastolatki, niestety podobno teraz nastolatki nie mają wyobraźni... sorry tak słyszałam :-D

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dzień zaczynam od siebie...

Gdybym miała napisać krótko i na temat, to napisałabym, że urlop mi minął, urodziny przeszły jak zawsze bez większego echa, bo od lat nie obchodzę urodzin w typowy sposób, impreza, tort, zapraszanie gości, picie do upadłego, mój obiekt westchnień mnie olał, natomiast ja stałam się obiektem westchnień nowo zatrudnionego, moja szefowa dała mi w prezencie świeczkę zapachową w szkle, czerwoną o zapachu wiśniowym ot tak, bez okazji, no może to w nagrodę za te nadgodziny, w sobotę 9h, w kolejną sobotę 9h, a jak wiemy po sobocie jest niedziela, więc kolejne 9h, z tym, że to akurat normalny czas pracy dla wszystkich, ale i tak jest dość ciężko. Wiem, wiem, to nie praca górnika, ale też nie siedzę i kawki za kawką nie popijam, plotkując przez większość czasu pracy z koleżankami lub przez telefon.

Ostatnio napatoczyłam się na takie określenie wyglądu jak "bitch face", zastępczyni kierownika właśnie ma taką "suczą twarz", wredną, nawet jak się uśmiecha to wygląda jak wredna sucz... w dodatku jest ruda. Ja za to wyglądam na słodką, miłą i grzeczną i jak ktoś zobaczy, że się wkurzyłam to się dziwi, a jak mówię, że jestem wredna to nikt mi nie wierzy :-) A na dodatek muszę tłumaczyć, że mój tatuaż to nie naklejka i jest prawdziwy, bo też nie do końca wierzą, mówią, że z naklejki, że henna, tak wygląda proces gojenia, w pewnym momencie tatuaż wygląda jak z naklejki, później jak popsuty, bo strupek schodzi. Mój tatuaż jest na etapie popsutego, czekam niecierpliwie, aż strupek zejdzie. A teraz idę się pięknić do pracy, prysznic i mycie włosów jest, teraz jeszcze zrobić make-up, który zajmuje mi jakieś 40 minut, ale za to jaki efekt :-D, sądzę iż do tego efektu przyczyniają się dobre kosmetyki i odpowiednie pędzelki, tak zwanych firmówek, czyli kosmetyków lepszych firm używam do twarzy, podkład, puder i jeszcze na rzęsy, róż i cienie mogą być już mniej rozreklamowanych firm, jeszcze do tego pazurki i namaścić ciałko perfumowanym kremem do ciała. Po prostu lubię o siebie dbać i ładnie wyglądać... czuć się jak bogini :-D

 I' m too sexy :-D

środa, 30 lipca 2014

Abecadło z pieca spadło... C... S... a może wcale żadna z liter :-)

Na urodziny dostałam między innymi wielką żółtą cukinię ;-) Ale również kwiaty, czekoladki, biżuterie, którą mam w nadmiarze, ale sroka ze mnie, więc czemu nie, nie narzekam. Ale i tak najlepszy prezent dostałam od siebie, tatuaż czarny, pawie piórko zrobione nieco poniżej nadgarstka. To niesamowite patrzeć jak tatuażysta robi tatuaż na... twojej skórze :-D Co prawda trochę bolało, ale było warto. Teraz muszę smarować rękę przez kilka dni, żeby się zagoiło. Czy chciałabym jeszcze drugi tatuaż? Oooo taaaak :-D Zdecydowanie chcę drugi, ale za jakiś czas, może w końcu zdecyduję się na symbol słowiański.
Moim piórkiem się nie pochwalę, ponieważ błyszczy się od mazidła, natomiast wrzucę zdjęcie, które było inspiracją dla mojego tatuażu.

Pani piórko ma na obojczyku, ja jednak wolałam przyozdobić sobie rękę. W środku moje oczko przypomina literkę "C" lub jak kto woli "S" z cyrylicy. Jakby ktoś się czepiał mojego oczka to mogę powiedzieć, że to pierwsza literka słowa Chwała lub Slava :-D 

sobota, 26 lipca 2014

A może to była ich do dupy telepatia i niestety obiła mi się o kant dupy i wróciła do nich niepostrzeżenie?

Ja, jeden z głównych zasilaczy gospodarki na urlopie, bawię się całkiem znośnie. Chociaż, mogliby z pracy do mnie nie dzwonić z pretensjami, że nie ma mnie w pracy, skoro dali mi 4 dni wolne, a później mieli mnie powiadomić, jak dalej mam przychodzić do pracy, więc czekałam na powiadomienie telefoniczne, którego się nie doczekałam, widocznie w sposób nadprzyrodzony miałam dowiedzieć się, że mam przyjść do pracy na jeden dzień. Ale moje moce jak widać są nieskuteczne, zatem lepiej w staromodny sposób zadzwonić. Zdenerwowali mnie tym, tak więc w ostatniej chwili nie miałam zamiaru głodnej biec do pracy, skoro tak postępują, to mam ich gdzieś. Nawet nie powiadomili mnie, że mam tyle dni wolnych, tak więc w poniedziałek wstałam grzecznie o piątej rano, by na siódmą być w pracy. Na miejscu zdziwienie, że jestem, bo przecież mam wolne do czwartku. Następnie było pytanie w czwartek, dlaczego nie jestem w pracy, a jak w piątek przyszłam, na własne oczy zobaczyć, a na uszy usłyszeć, jak dalej mój grafik jest ustawiony to ni cholery się nie dowiedziałam, bo była osoba z zewnątrz, szefowa wszystkich szefów, a jak to powiedział ochroniarz, zastępczyni kierowniczki, gdyż samej kierowniczki nie było, cienko tam pierdziała :-D Nie lubię sucz... należy jej się trochę cienkich i goryczą owianych dźwięków. I tak muszę jeszcze przyjść do pracy i dowiedzieć się jak grafik wygląda bo wiem, że mam do wtorku wolne, przyjdę jak będzie szefowa... może w końcu się czegoś dowiem.
Ale skoro na wstępie wspomniałam o zasilaniu gospodarki to tak, przyznaje, że nakupowałam znowu pierdół, ślicznych co prawda, ale pierdół :-P W tym bransoletkę z Agatu w kolorze niebieskim i drugą z złotej stali chirurgicznej z trzema kwiatkami z oczkami z cyrkonii.
 mniej więcej tak prezentuje się moja bransoletka :-)

Ale, żeby nie było, że tylko chodzę na zakupy, również na spacery z moją mamą, dobrze się rozumiemy, także wsiadam na rower i jadę w trasy po mieście i po parkach, również postanowiłam zmienić swoją fryzurę, mały zabieg, poprawiłam wycięcie z boku, a już w poniedziałek... tatuaż :-D I popijawa urodzinowa... a ledwo wczoraj było wesele, a 24 urodziny mojej koleżanki, kiedy tu trzeźwieć? :-D

I filmik na koniec, parodia, świetna parodia fajnej piosenki, z fajnymi dziewczynami ;-)

"Just stay put my butt will find your butt
communicate with me, with ass telepathy"


poniedziałek, 14 lipca 2014

Teraz napiszę coś co wytrąci was z równowagi, kocham dzisiejszy poniedziałek!

Mam w końcu wolne, w końcu znaczy się po 7 dniach pracy... cały tydzień, czy się dobrze czuję, czy źle, czy mnie coś boli, mniejsza o to, ale inni, no inni akurat mieli dni wolne, a przecież byłyśmy takie potrzebne, potrzeba widać znacznie spadła, tylko mnie ta informacja akurat ominęła, bo jak głupia przychodziłam, lecz jutro nie ma mowy, odpoczywam. Dzwoniła do mnie koleżanka i pytała czy nie zamieniłabym się z nią i nie przyszła jutro na rano, jak to powiedziała, całkiem słusznie zresztą inna, starsza ode mnie koleżanka z pracy, nie można na wszystko się zgadzać, odmawiać też trzeba umieć, więc idąc w zaparte odpowiedziałam koleżance, która miała wolne w tygodniu i jeszcze weekend, że po tygodniu pracy, idę na zasłużony odpoczynek. Odpoczywać mam zamiar aktywnie, na rowerze oczywiście jeśli pogoda dopisze, a ma dopisać. Ostatnio były takie ulewy, że ulice zamieniały się w rzeki, a moje buty zmieniły się w jezioro prawe i jezioro lewe. I tak oto w jeziorach stałam przez osiem godzin w pracy, gdyż nie miałam obuwia na zmianę. Niestety mam osłabioną odporność, więc oczywiście przeziębiłam się troszeczkę, ale piguła, spać i będzie dobrze.

W minionym tygodniu miałam dwa dni pod patronem depresji. Biorę leki, a moja choroba atakuje co chce i tak oto przyszło jej zaatakować mój stan emocjonalny, wczoraj bez powodu się poryczałam. Nie wiem dlaczego, ale to się zdarza przy tej chorobie. Natomiast dziś, pełna humoru i optymizmu, tak pięknie poukładałam alkohol na moim stoisku, że dostałam pochwały, sama siebie chwalę natomiast za aktywną sprzedaż, tak to wtedy kiedy próbuję wcisnąć komuś rzecz, której nie potrzebują, jak herbata, czy batonik, ale mam za to premię, jakby mi stówka wpadła to się nie pogniewam :-D od pięćdziesięciu złotych też uciekać nie będę.

Poza tym, że zapieprzam jak durna nic ciekawego się nie działo, zmienili mi grafik z jakieś trzy razy w ciągu tygodnia, zasiliłam gospodarkę kupując notes wyglądający jak duży żółty klocek lego, na którym są inne cztery klocki w różnych kolorach. W planach mam zrobienie sobie tatuażu, jeszcze w tym miesiącu, jeśli nie zdecyduje się jeszcze co do wzoru, to będzie kolejny kolczyk :-D

I tak pozytywnie na koniec...


Aha... zakochałam się w "ogniu", który albo mnie ogrzeje, albo mnie sparzy. Nie liczę na happy end, lecz kto mi zabroni marzyć, kto mi zabroni mieć nadzieję, a nóż widelec skończy się przyjemnym ciepłem.

piątek, 4 lipca 2014

Dom, w którym pająk mówi dobranoc.

Jestem na głodzie. Gdzie jest mój narkotyk? To bardzo niezdrowo przestać czerpać ze źródła radości tak nagle. Nie widziałam go od kilku dni i chociaż potrafię pogodzić się z wieloma rzeczami to jeszcze nie potrafię z tą, że przyjmuje moje szczęście w tak małych dawkach. Pusty rozdział? Chcę to zapisać nami. Nie znaczy jednak, że mogę.

Z innej beczki to rzuciły się święte krowy i cała trzoda za nimi na niewinny spektakl, ja przodowy zasilacz gospodarki wydałam mnóstwo pieniędzy na kosmetyki i pędzelki do makijażu, kupiłam notes z silikonową okładką w stylu Lego. Byłam z moją kumpelą na małym wypadzie na wsi, wieczorem odwiedził nas Pierun i ciosał gromami ;-) Spałyśmy w starym przedwojennym domku po jej babci. Urokliwe miejsce, urokliwy domek, słowem Podlaskie :-) Mieszkaniec domku, wielki pająk przywitał się z nami, nie cierpię pająków.
Na dodatek zgubiłam paczkę papierosów co miało być chyba znakiem, że mam nie palić.
Widziałam sarenkę z odległości do 7 metrów, nietoperze latające nad moją głową i bandę dzieciaków przy ognisku, które zamiast kiełbasek przypalały kijki i okadzały podwórko... bawiły się w wiedźmy, albo coś.
Było tak fajnie, że musiałam narobić zdjęć :-)



Chyba samosiejki drzewek (te małe), podobno nikt ich nie rozsadzał w ten sposób, a jest to teren prywatny, gospodarz chyba wie, co czyni i gada.

Dzika bestia biega po polach i łąkach, strzeżcie się!


Rzeczka rodem z horroru ;-)

A motylek jak się uczepił, to się odczepić nie chciał, przyroda mnie lubi, a komary uważają mnie za boginię, jestem cała pogryziona, od stóp do głowy... 

stara komódka? nie wiem jak to się nazywa, ale jest stare i fajne :-) 

piec kaflowy, kocham te piece, choć trzeba w nich palić drzewem, a to trzeba narąbać, porąbać i przynieść, a także umieć rozpalić w piecu, na szczęście to ostatnie umiem.



Obrady okrągłego stołu.

Stara okiennica i te fajne staromodne krzesła



Nie wiem jaki sens miało robienie tak wąskich drzwi do w tym momencie graciarni, ale grubsza osoba no nie wejdzie... 

Ganek

Nie pięknie? Oczywiście, że tak :-)

Domek jest z jednej strony schowany za drzewami i krzakami... malin, mniam.

Drzwi jak to na wioskach, popisane kredą, ale, że zielone? Z fantazją.

Zjem twoją duszą, a ciało rozerwę na strzępy, arrrgghhhh! :-D

sobota, 28 czerwca 2014

Chciałabym w końcu móc nasycić się miłością, odwzajemnioną i bez kompleksów, wstydu, szczerą, lecz jak skoro ciągle uważam, że los w tym temacie ciągle sobie ze mnie drwi?

On jest jak narkotyk
uzależniłam się od niego
jak poranna kawa
potrzebuje jego widoku
jeśli go nie widzę, czuję się jak na głodzie
jak narkoman twarzy
potrzebuje tego
i głosu,
świat jest piękny, lecz życie podłe,
zauroczenie minie, lecz męki wiodę teraz,
dlaczego los wrzucił mnie właśnie tam,
gdzie na widok wystawiony bywam
tak oddalony, jednocześnie tak bliski jak tylko to możliwe
nie mogę się zbliżyć bardziej
ta bliskość jaka jest musi mi wystarczyć
to jak czuć zapach kawy, lecz nie móc jej wypić,
wpadłam po uszy jak nastolatka,
a obiekt daleko poza granicą bliskości,
jednak granica została dziś przekroczona
na moment, sekundę, chwilę
dotyk, lecz nie bliskość.
co się ze mną dzieję?
zachowuję się jak małolata,
mimo wieku dojrzałego,
ale tak to z facetami bywam,
że robią zamieszanie w głowie, w myślach, w sercach.
Najgorsze jest to, że nie wiem, czy to działa tylko w jedną stronę.
Obawiam się, że tak,
a może ten dotyk...?
Niepoprawna ze mnie optymistka.


Niewolnictwo bez kajdan i bez oprawcy. Do tego głupota, lenistwo i generalnie jak tak sobie pomyśle o przyszłości to chyba w pewnym momencie strzele sobie w łeb.

Kim jesteśmy? Ludźmi, ssakami, gatunkiem nadrzędnym, tak sobie wmawiamy, że jesteśmy. Jesteśmy bezbronnymi w obliczu żywiołu ssakami, istotami, które w starciu z lwem, wilkiem czy bykiem nie ma większych szans, chyba, że spróbujemy przeciwnika pogryźć lub podrapać, po brzuszku raczej, bo co my możemy przy przeciwniku silniejszym i zwinniejszym, z kłami, pazurami lub rogami. Nadal uważacie się za nadrzędnych? Więcej tak zwanego człowieczeństwa mają niekiedy zwierzęta. Z nas są po prostu pizdy niszczące przyrodę w imię swojego luksusu i dobrobytu. Żeby mieć szanse w walce ze zwierzęciem człowiek wymyślił sobie broń, no właśnie musiał się w coś zaopatrzyć bo sam jest goły. Ma większy mózg, ale daj małpie przykład, a zrobi to samo. Niby słabe porównanie, ale jakoś nasze mózgi maleją. Może nie dosłownie, ale nie wiemy tak wielu rzeczy, o których bez internetu wiedzą nasi rodzice, że nie przetrwalibyśmy pozostawieni sami sobie w jakiejś głuchej dziczy, co po niektórzy zginęliby we własnych czterech ścianach. Wiele księżniczek nie wie jak zrobić pranie, prasowanie to nie ich bajka, a gotowanie... no to jest fajny temat. Gotowanie teraz jest trendy, zdrowy styl życia, warzywka, etc. Ale nikomu się nie chce gotować jak reklamy masowo zasypują nas nowym pomysłem na... zupkami w pięć minut i tymi, które trzeba ugotować w garnku, zupy w proszku jak u mamy. Oczywiście trochę wygody nikomu nie zaszkodzi, pierze pralka, zmywa zmywarka, do podłogi jest mop, żeby nie klęczeć ze szmatą, do kurzu są ścierki i spreje, do kawy jest ekspres lub dla bardziej leniwych cukierki kawowe. Prysznic jest w spreju, szampon jest w spreju, szczoteczka jest elektryczna, ale co tam szczoteczka do zębów jest guma. Na obiad gotowe dania, a w głowie hula wiatr, bo jest przecież ciocia wikipedia i wujek google. Po co coś wiedzieć, można wyszukać to w necie. I tak jesteśmy zniewoleni przez internet i komórki. Uzależnieni od gier, facebook'a, czy czego tam jeszcze kto używa. Ale zabierz człowiekowi to wszystko, wywieź go do lasu, a po kilku dniach przestanie potrzebować plastiku, a zapragnie tego kontaktu z naturą, którego mu brakuje, będzie cieszył oczy drzewami, których może dotknąć, a nie tymi z komputera, będzie słuchał dźwięków przyrody, a nie techno ruchawki. Jeśli coś człowiekowi zabierzesz na dłużej przestanie tego potrzebować i to jest fakt, wystarczy wyjechać na łono natury na tydzień, a po dwóch dniach będziemy wstawać wraz ze świtem, a nie po południu.
Pamiętam jak wyjechałam do siostry, herbata dla mnie zawsze musiała być słodka, do kawy zawsze musiało być ciastko, a najlepiej dwa, ona herbaty nie słodziła, więc cukiernica była zwykle pusta i schowana w szafce. Ze słodyczami też było krucho, bo nie przepada tak bardzo, więc nie chciało mi się ciągle szukać cukru, a kawę wypijałam gorzką i bez zakąski. Teraz od słodkiej herbaty mnie mdli, a do kawy nic mi nie trzeba, jest dobra taka jaka jest, czarna i gorzka. Człowieka łatwo do czegoś przyzwyczaić, ale równie łatwo odzwyczaić. Wystarczy mu to po prostu zabrać.
Zabrano nam naszą wolność, dano w zamian internet, zabrano nam ludzi, dano maszyny, do komunikacji z nimi. Jest to ułatwienie dla osób przebywających daleko od siebie, ale, żeby już nawet dzieci mieszkające dwa domy od siebie smsami pytały się wzajemnie czy wyjdą na dwór?
Zabrano nam piękno ognisk, a dano w zamian grilla, las wygląda ładnie z daleka, bo robale, pająki i ogólnie może szyszka spadnie na głowę.
Gdybyśmy się zgubili trzeba patrzeć w niebo i na drzewa, ale po co? Co tam jest na niebie za znak, a na drzewie? Mapy google nie znajdziemy, za to gwiazdę polarną i mech zawsze po północnej stronie drzew i kamieni, brzoza ma jaśniejszą korę po stronie południowej, ale... no tak, jak wygląda brzoza?
Niemożliwe staje się możliwe, młode pokolenie to w większości będą niedorajdy trzymane pod kloszem mamuś, którym wydaje się, że wszystko im wolno i wszystko się należy.
Skoro już nawet w biedronce można płacić kartą, znaczy to, że wszystko jest możliwe, więc wstanę i usiądę jeszcze raz z wrażenia, albo nie, chyba nawet uklęknę i będę się zastanawiać, dokąd to wszystko zmierza i dlaczego w tak ch***wym kierunku? Może lepiej się położę...