O życiu trochę napiszę i o sobie czasem wspomnę :-) "Każdy mój pomysł weryfikuje dowódca życie."
czwartek, 16 lipca 2015
Przyznaje, że ze mnie jest niezła "aparatka", ale są też "chore króliki", do których mi na szczęście daleko.
Długo nie pisałam, przyznaję, że nie miałam o czym. Choroba, praca, nowy styl życia, nowa praca już wkrótce. W końcu uwalniam się od tych chorych królików... w sumie czuję się nawet doceniona, kierowniczka zaproponowała mi pracę na umowę o pracę, ale nie chcę się tam dłużej męczyć. Wczoraj załatwiłam kilkoma telefonami mam nadzieję miłą sobie posadkę i w poniedziałek pójdę do kierowniczki po pierwszym dniu pracy i oznajmię jej, że niestety ale rezygnuję. Póki nie mam roboty w garści nie będę nic nikomu mówiła, ale dołożono wszelkich starań, aby uwolnić mnie od tego chorego czegoś. Wieczorem dostałam jeszcze telefon z informacją od koleżanki, że szukają pracownika do sklepu z obuwiem, ale powiedziałam, że nie jestem zainteresowana kolejnym sklepem, zdziwiła się, że nie chce tej pracy, przecież to sklep z butami, no ale dla mnie ta wielka szafa jakoś by nie przypadła do gustu, na dodatek zadzwoniła w najmniej odpowiednim momencie, gdy ratowałam łazienkę od potopu, z pralki woda się wylała. Będę mieć prace o stałym wymiarze godzin, bez niespodzianek typu przyjdź bo potrzeba osób albo jak ostatnio, nie przychodź już w tym miesiącu bo się godziny skończyły na was dwie, i z większą wypłatą, a na dodatek będzie lżejszą pracą :-D nawet jeśli to będzie kolejne zlecenie to biorę. Zaczęłam trenować swoje ciało, kupiłam nawet gazetę z płytą z ćwiczeniami, korzystam z treningów Mel B., mam sportowe buty, strój odpowiedni do ćwiczeń, a dziś kupiłam nawet specjalny zegarek zsynchronizowany z pulsometrem, będzie przydatny przy ćwiczeniach czy nawet jeździe na rowerze. Moja pani kardiolog na ostatniej wizycie kontrolnej mnie nie poznała, powiedziała, że się bardzo zmieniłam, skróciłam włosy, rozjaśniłam, ogólnie zmieniłam styl i wyglądam bardzo ładnie ;-) Nie chwaląc się dużo osób pozytywnie skomentowało mój nowy styl, nawet koleżanki z pracy mnie nie poznawały :-D Podchodzę do kasy i słyszę "dzień dobry". Ale nie żałuję, że odchodzę, przeciwnie cieszę się na nową pracę. Cieszę się tym bardziej, że mój stan zdrowia się poprawia, przynajmniej jeśli chodzi o moje serce jest lepiej. Mogę ćwiczyć byle by nie za długo, nie za ciężko i oczywiście nie po kilka godzin i nie w formie pracy czy do zawodów. Tak dla zdrowia to nawet wskazane :-) A jeśli pogoda dopiszę i kompanka również to uda się wyjść na rower w weekend lub w tygodniu pod wieczór. Nie widziałam się z nią od czasu kursu komputerowego, teraz nadrabiamy na rowerowych wycieczkach po mieście. Oczywiście pożyczam rower od brata, pociągnęłam nieszczęsny rower do kolegów mojej koleżanki, zajmują się sprzedażą i naprawą rowerów i wycenili mój-brata rower na 400 zł za serwis. Damn... Napompowali mi opony, dzięki im za to, coś poprawili, żebym się nie zabiła, a jak finanse pozwolą to sama wydam na wymianę najważniejszych części i będę rościła sobie prawa do roweru haha :-D W sumie ten grubas i tak nie jeździ... Jutro idę na rozmowę z przedstawicielem firmy i aż chce się żyć :)
środa, 17 czerwca 2015
Zmieniamy się. Tak trzeba.
Ostatnio bardzo długo nic nie pisałam, bo ani nie było o czym, ani nie było chęci. Ciągle praca, praca, bardzo nudna praca, a teraz znowu zabrali mi godziny, nie nowej dziewczynie, tylko mi! Nie przychodzę przecież tam dla zabawy, tylko zarabiać pieniądze! Muszę poszukać jakiejś lepszej pracy, najlepiej szybko. Do końca miesiąca mam wolne, czas pożytkuję w sposób użyteczny dla mojej formy, rozpoczęłam od pierwszego wolnego dnia ćwiczenia. Robię najpierw siedmiominutowe ćwiczenia, które w moim wykonaniu trwają dwa razy dłużej niż siedem minut, a chodzi o to, żeby wszystkie ćwiczenia zrobić w tym czasie, a trochę ich jest, ja jeszcze nie wyrabiam takiego tempa, a dwóch ostatnich ćwiczeń nie dam rady w ogóle wykonać, dają wycisk ;-) Następnie wykonuje jeszcze dodatkowe ćwiczenia na nogi i pośladki, próbuje jeszcze ćwiczenie na brzuch, zobaczymy, nie wszystko na raz. Poza tym w końcu przefarbowałam się na blond i dobrze mi w tym kolorze, wszyscy mówili, że będzie źle, jak się uparłam na swoim to teraz przyznają, że to ja miałam rację. Nawet zamieniałam wcześniejszą fryzurę "samuraja" (dwa wygolone boki, włosy związane w kucyk) na zwyczajną, rozpuszczam włosy, prostuje wtedy lepiej wyglądają. W tym miesiącu wybieram się znów do tatuażysty, chcę sobie zrobić taki oto tatuaż:
Jak zrobisz sobie jeden, to na tym jednym się zazwyczaj nie kończy.
sobota, 16 maja 2015
Wejdź w moją skórę i spróbuj mnie nie zabić wcześniej niż to zostało przewidziane. Powodzenia!
Coś pękło, poczucie humoru zostało, jednak schowane w środku, nie wychodzi zbyt często, stałam się bardziej poważna, bardziej zdecydowana, ale również bardziej stanowcza i pyskata, bo nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć, co robić, umrzesz za mnie, że tak mną próbujesz sterować? Kiedyś byłam samotnikiem obserwującym otoczenie i ludzi, to wraca, mam znajomych i przyjaciół, ale tak jak kiedyś są na odległość, zajęci sobą, swoimi sprawami i życiem, mam więc trochę czasu by patrzeć. Obserwuje ludzi i zastanawiam się dlaczego wybrali to co wybrali. Te osoby, które na co dzień są obok nich, wydaje się, że są zupełnie inne, nie dopasowane do nich. Bardzo często mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, czy ludzie wtedy dopełniają się wzajemnie? W większości obserwowanych przez mnie przypadków nie chodzi o pieniądze, widać na pierwszy rzut oka, że chodzi o bogactwo innego pokroju. Charakter, to jak traktują innych ludzi, każdy popełnia błędy, każdy ma swoje wady i zalety, jesteśmy tylko ludźmi, mogę mówić każdemu, że uważam się za idealną, porównując się z innymi, ale nie ma takiej możliwości, żebyśmy się mogli z innymi porównywać. Każdy jest jaki jest i taki jest na swój sposób, to tak jakbyś chciał porównać ogórka ze szparagiem, jaki to ma sens? Nie będę porównywać się do modelki z czasopisma, głównie dlatego, że jej samej trudno się porównać do efektów pracy w fotoszopie. Trzeba pamiętać, że każdy ma swój gust i podoba mu się coś innego, a o gustach się nie dyskutuje. Ostatnio spojrzałam przez okulary przeciwsłoneczne na pochmurny dzień, próbując coś zmienić w życiu bądź gotowy na porażki, jeśli upadniesz masz szansę wstać, więc lepiej skorzystaj, jesteś silniejszy, masz +1 do nowego początku, a jak ci się uda z nowym początkiem masz +10 do lansu. Czasami trzeba się pogodzić, że teraz jest jak jest, to pomaga by wydobyć się ze stagnacji. Pogodzona ze sobą szukam wyjścia z tej sytuacji, w której ciągle trwam, zostanę jeszcze na trochę, teraz nie jest dobry moment by to zmieniać. Ale zawsze dobrze się rozejrzeć, by wiedzieć, mieć punkt zaczepienia. Wydawało mi się, że mam taki punkt, dobrze myślałam, wydawało mi się. Czy jeśli teraz w życiu zaliczam same porażki, to odmieni się to wkrótce na sukcesy? Oczywiście, że samo się nie odmieni, kto tobie człowieku bardziej pomoże, jeśli nie ty sam? Zaszkodzić sobie też możesz bardziej niż kto inny, ale skupmy się na pozytywach. Faceta nie mam, w kobietach nie gustuje, ale kto wie, jak tak dalej pójdzie może zacznę, pracę mam jaką mam, próbując ją zmienić zaryzykowałam jej utratę, mało zarabiam, muszę spłacić laptop... pozytywy tak? Śmiech przedłuża życie, dzięki mojej pensji będę nieśmiertelna.
Obserwując osoby w długoletnich związkach widzisz, że albo ich porąbało, że są razem tyle czasu przechodząc przez ten cały syf i jeszcze jeden i kolejny i dając się wmanewrować w jedną i kolejną kłótnie, albo po prostu mają coś czego my nie mamy. Tylko wciąż nie wiem co to... Mówi się, że my młodzi nie potrafimy pracować na swoje związki, tylko chcemy i wymagamy, a jeśli nie dostajemy czego oczekujemy to rozstajemy się, jeśli księżniczka szuka księcia to niech się nie dziwi, że później musi mu usługiwać, nie umie, więc księżniczka niech się nie dziwi, że książę idzie do innej wieży i szuka kolejnej księżniczki, może mniej rozpieszczonej. Bo niestety książąt nie ma mniej lub bardziej rozpieszczonych, są rozpieszczeni i koniec. Ale patrząc na przykład na moich rodziców, oni też niczego nie naprawiają, u nich włącza się typowy alzheimer. Zwyczajnie zapominają, jakby nic się nie wydarzyło, kłótnia? Jaka tygodniowa kłótnia, ktoś tu płakał, ktoś tu krzyczał? Skąd! Może to jest właśnie tajemnicą udanego związku, by zapomnieć? Pewnie ktoś od razu by pomyślał, że po prostu się kochają, miłość? Człowieku, jaka miłość, po ponad dwudziestu latach małżeństwa? Prędzej wspólne dzieci, dom, kredyt, samochód, przyzwyczajenie. Podobno miłość jest wtedy kiedy chcesz tą drugą osobę zabić, ale przekładasz na jutro i na jutro. Po dwudziestu latach to chyba już nawet nie będzie się chciało łapać w tym celu za nóż lub cokolwiek innego. Miało być pozytywnie, więc to był akcent pozytywny, że już nawet ci się nie będzie chciało, więc możesz żyć spokojnie i bez obaw o życie i zdrowie. Jeśli więc kiedyś będę miała męża, to tylko w jednym przypadku będzie mógł sprawić, że wyląduje w szpitalu, zrobić nam dziecko, a mnie wysłać na porodówkę :-)
Z jednej strony zazdroszczę wszystkim, którzy są w szczęśliwych związkach, z drugiej strony przyzwyczajona do samotności nie wiem czy umiałabym się odnaleźć. Czy wygląda to tak jakbym nie wiedziała czego chce, chce zmian, ale nie zmieniam niczego bo nie czas na to, chce faceta, ale nie chce, bo jestem przyzwyczajona do swobody, a może po prostu stąpam twardo po ziemi i widzę, że jeśli skupię się teraz na szukaniu innej pracy mogę stracić tą, którą mam, na ten moment nawet nie mam punktu zaczepienia, trudno więc coś zmieniać, ale niedługo spróbuje znowu. I wiem, że chce nauczyć się ufać na nowo i pozwolić komuś by zaufał mnie.
Z obserwacji wynika, że między nami młodymi, a poprzednim pokoleniem jest ogromna różnica, a wręcz przepaść w tym jak podchodzimy do związków. Znak czasu?
Obserwując osoby w długoletnich związkach widzisz, że albo ich porąbało, że są razem tyle czasu przechodząc przez ten cały syf i jeszcze jeden i kolejny i dając się wmanewrować w jedną i kolejną kłótnie, albo po prostu mają coś czego my nie mamy. Tylko wciąż nie wiem co to... Mówi się, że my młodzi nie potrafimy pracować na swoje związki, tylko chcemy i wymagamy, a jeśli nie dostajemy czego oczekujemy to rozstajemy się, jeśli księżniczka szuka księcia to niech się nie dziwi, że później musi mu usługiwać, nie umie, więc księżniczka niech się nie dziwi, że książę idzie do innej wieży i szuka kolejnej księżniczki, może mniej rozpieszczonej. Bo niestety książąt nie ma mniej lub bardziej rozpieszczonych, są rozpieszczeni i koniec. Ale patrząc na przykład na moich rodziców, oni też niczego nie naprawiają, u nich włącza się typowy alzheimer. Zwyczajnie zapominają, jakby nic się nie wydarzyło, kłótnia? Jaka tygodniowa kłótnia, ktoś tu płakał, ktoś tu krzyczał? Skąd! Może to jest właśnie tajemnicą udanego związku, by zapomnieć? Pewnie ktoś od razu by pomyślał, że po prostu się kochają, miłość? Człowieku, jaka miłość, po ponad dwudziestu latach małżeństwa? Prędzej wspólne dzieci, dom, kredyt, samochód, przyzwyczajenie. Podobno miłość jest wtedy kiedy chcesz tą drugą osobę zabić, ale przekładasz na jutro i na jutro. Po dwudziestu latach to chyba już nawet nie będzie się chciało łapać w tym celu za nóż lub cokolwiek innego. Miało być pozytywnie, więc to był akcent pozytywny, że już nawet ci się nie będzie chciało, więc możesz żyć spokojnie i bez obaw o życie i zdrowie. Jeśli więc kiedyś będę miała męża, to tylko w jednym przypadku będzie mógł sprawić, że wyląduje w szpitalu, zrobić nam dziecko, a mnie wysłać na porodówkę :-)
Z jednej strony zazdroszczę wszystkim, którzy są w szczęśliwych związkach, z drugiej strony przyzwyczajona do samotności nie wiem czy umiałabym się odnaleźć. Czy wygląda to tak jakbym nie wiedziała czego chce, chce zmian, ale nie zmieniam niczego bo nie czas na to, chce faceta, ale nie chce, bo jestem przyzwyczajona do swobody, a może po prostu stąpam twardo po ziemi i widzę, że jeśli skupię się teraz na szukaniu innej pracy mogę stracić tą, którą mam, na ten moment nawet nie mam punktu zaczepienia, trudno więc coś zmieniać, ale niedługo spróbuje znowu. I wiem, że chce nauczyć się ufać na nowo i pozwolić komuś by zaufał mnie.
Z obserwacji wynika, że między nami młodymi, a poprzednim pokoleniem jest ogromna różnica, a wręcz przepaść w tym jak podchodzimy do związków. Znak czasu?
czwartek, 14 maja 2015
Obiekt badań studentów medycyny kontra doktory habilitowane zza kas.
Dawno nie pisałam, ale tak to jest kiedy ma się depresyjne stany świadomości. Podobno czekolada jest dobra na wszystko, sprawdziłam i faktycznie czekolada nie pyta, czekolada rozumie, jednakże tylko na pięć minut, nie więcej. A później zrzucasz te pięć minut razy cała tabliczka czekolady miesiąc albo dwa, bo jeśli nie masz czasu to chęci, albo warunków, bo nie chce mi się słuchać podśmiewania się z tego, że się odchudzam, podobno nie mam z czego. Może nie mam, a może to zwykłe zazdrośnice i chcą, żebym przytyła jak one ;-)
Ostatnio było najgorzej bo zabrakło mi tabletek, akurat w niedziele, w poniedziałek też nie wzięłam bo najpierw musiałam skoczyć do lekarza po receptę, biorąc je tylko rano nie mogłam wziąć tabletki w dzień, więc ten jeden poniedziałek był wyjątkowo przygnębiający. Ja również zbyt mądrze nie postąpiłam wsadzając puste pudełko z powrotem do szafki. W pracy mam jednego wielkiego doła, nie chce mi się już patrzeć ciągle na tych samych ludzi. Postanowiłam dać sobie szansę, oto nadeszła, czekam na jej wynik w godzinach popołudniowych, byłam dziś na rozmowie o pracę i serio pytają o jedną wadę i trzy zalety, myślałam, że to tylko taki żart, jednak nie. Na pierwszej rozmowie o pracę nie spotkałam się z czymś takim, do tego zwiędniętego kwiatka nawet nie musiałam przechodzić rozmowa kwalifikacyjnej, wystarczyło zanieść cv i wykazać się chęcią do pracy. Dziś była najpoważniejsza rozmowa o pracę kiedykolwiek w moim wykonaniu. Mam nadzieję uwolnić się z tego wyschniętego, zwiędłego i sparchaciałego kwiatka. Już mi mowa gwarna się wkrada do notki, tak się dzieje gdy się denerwuje, a moja cierpliwość wystawiana jest coraz częściej na próbę. Dość! Nie będą mną więcej pomiatać, mówić mi co mam robić, jak szybko jeść na przerwie, traktować mnie jak gówniarę, która się nie zna na ich przecież bardzo skomplikowanej i trudnej w wykonaniu pracy wykładnia towarów na półki według planogramu, który odczytać może osoba jedynie uprawniona do tego poprzez szkolenia i doktorat z odczytywania planogramów. Same doktory habilitowane na kasach stoją... Co ciekawe jeśli chcesz dzień wolny jesteś niesamowicie potrzebny w sklepie i jeszcze bardziej leniwy bo nie chcesz przyjść do pracy, a jak prosisz o stałe zatrudnienie to miejsca nie ma, skoro taka obsada wielka to do czego ja jestem potrzebna, pójdę sobie gdzieś gdzie człowiek-pracownik jest traktowany jak człowiek, a później pracownik. Ja rozumiem, że to jest sklep, a sklep musi funkcjonować, no ale kurwa... przepraszam za słownictwo. Koleżanka, która w innym zwiędniętym kwiatku pracowała z ramienia agencji tymczasowej przyszła się szkolić jako pracownik na stałą umowę do tego kwiatka, w którym ja jeszcze pracuje, ale oby już niedługo. Po jakimś czasie miała dość takiego traktowania i się zwolniła, za nią kilka innych osób, ostatnio przyszła na zakupy i życzyła mi zmiany na lepsze, oto te zmiany? Miejmy nadzieję :-) A te doktory habilitowane niech sobie dziś radzą, bo ja nie mam zamiaru iść dziś do pracy, czekam na telefon, a jak nie tam to może do żabki pójdę szukać zatrudnienia :-P
Ostatnimi czasy wracam do muzycznych korzeni, do tej pory Grajewo na Podlasiu kojarzy mi się z rapem, gdzie spędzałam każde wakacje i możliwie dłuższy czas wolny, raz nawet nie poszłam na rekolekcje bo mama wolała mnie zabrać do babci :-) Tam każdy na osiedlu wolał słuchać rapu niż disco polo, na szczęście :-D Przyznać muszę, że moje muzyczne zainteresowania rapem zaczęły się właśnie od grupy 3W, miałam nawet ich pierwszą płytę, ale ktoś mi ją ukradł... z domu! Nie zdążyłam skojarzyć kiedy to się mogło stać. Teraz mam najnowszą płytę Trzeciego Wymiaru i to z autografami, miło :-) A wiedźmina 3 musiałam sobie odpuścić, prawda, że mam nowy komputer o pojemności 1 terabajta, jest moc, ale gra ma zbyt wysokie wymagania sprzętowe na jakie nie było mnie stać... smutne.
Ostatnio było najgorzej bo zabrakło mi tabletek, akurat w niedziele, w poniedziałek też nie wzięłam bo najpierw musiałam skoczyć do lekarza po receptę, biorąc je tylko rano nie mogłam wziąć tabletki w dzień, więc ten jeden poniedziałek był wyjątkowo przygnębiający. Ja również zbyt mądrze nie postąpiłam wsadzając puste pudełko z powrotem do szafki. W pracy mam jednego wielkiego doła, nie chce mi się już patrzeć ciągle na tych samych ludzi. Postanowiłam dać sobie szansę, oto nadeszła, czekam na jej wynik w godzinach popołudniowych, byłam dziś na rozmowie o pracę i serio pytają o jedną wadę i trzy zalety, myślałam, że to tylko taki żart, jednak nie. Na pierwszej rozmowie o pracę nie spotkałam się z czymś takim, do tego zwiędniętego kwiatka nawet nie musiałam przechodzić rozmowa kwalifikacyjnej, wystarczyło zanieść cv i wykazać się chęcią do pracy. Dziś była najpoważniejsza rozmowa o pracę kiedykolwiek w moim wykonaniu. Mam nadzieję uwolnić się z tego wyschniętego, zwiędłego i sparchaciałego kwiatka. Już mi mowa gwarna się wkrada do notki, tak się dzieje gdy się denerwuje, a moja cierpliwość wystawiana jest coraz częściej na próbę. Dość! Nie będą mną więcej pomiatać, mówić mi co mam robić, jak szybko jeść na przerwie, traktować mnie jak gówniarę, która się nie zna na ich przecież bardzo skomplikowanej i trudnej w wykonaniu pracy wykładnia towarów na półki według planogramu, który odczytać może osoba jedynie uprawniona do tego poprzez szkolenia i doktorat z odczytywania planogramów. Same doktory habilitowane na kasach stoją... Co ciekawe jeśli chcesz dzień wolny jesteś niesamowicie potrzebny w sklepie i jeszcze bardziej leniwy bo nie chcesz przyjść do pracy, a jak prosisz o stałe zatrudnienie to miejsca nie ma, skoro taka obsada wielka to do czego ja jestem potrzebna, pójdę sobie gdzieś gdzie człowiek-pracownik jest traktowany jak człowiek, a później pracownik. Ja rozumiem, że to jest sklep, a sklep musi funkcjonować, no ale kurwa... przepraszam za słownictwo. Koleżanka, która w innym zwiędniętym kwiatku pracowała z ramienia agencji tymczasowej przyszła się szkolić jako pracownik na stałą umowę do tego kwiatka, w którym ja jeszcze pracuje, ale oby już niedługo. Po jakimś czasie miała dość takiego traktowania i się zwolniła, za nią kilka innych osób, ostatnio przyszła na zakupy i życzyła mi zmiany na lepsze, oto te zmiany? Miejmy nadzieję :-) A te doktory habilitowane niech sobie dziś radzą, bo ja nie mam zamiaru iść dziś do pracy, czekam na telefon, a jak nie tam to może do żabki pójdę szukać zatrudnienia :-P
sobota, 11 kwietnia 2015
Odmienny stan... świadomości.
Nienawidzę siebie... tak czasami o sobie myślę, pustka i chłód towarzyszą mi od jakiegoś czasu, jeszcze płacz, nie wiem czemu, ale od trzech dni mam momenty skrajnie mnie załamujące, ściska mi gardło, a łzy zalewają piekące i suche oczy. Nic mi się nie chce, na nic nie mam ochoty. Kiedy myślę o pracy rzygać mi się chce. Mam dość ciągłego stania, patrzenia na te same twarze. Aplikowałam do pracy do koleżanki, widać nie potrzebują prostego informatyka. O, nietoperz, z piątego piętra widać trochę więcej, ale nie za wcześnie dla nich? Jest mi zimno i mam dreszcze, a dziś jest ciepło. Ale tak mają ludzie z Hashimoto. Biorę leki, jakąś mieszankę selenu i cynku na bazie naturalnych drożdży co smakuje jak smakuje... i niestety robi się coraz gorzej. Najgorsze jest to, że zapominam. Chce mi się płakać i zapominam, na dodatek nic mi się nie chce. Nie mam na nic ochoty. Osłabia mnie moja własna beznadziejność... Mama powiedziała, że powinnam pójść do lekarza, ale boję się, że lekarz mnie wyśmieje, że wymyślam sobie jakąś depresje, albo jej stany, ona też się śmiała, ale mnie nie jest wcale kurwa do śmiechu.
Zwykle coś dorzucam na koniec notki. Ostatnio chodzi mi po głowie. Może też mam paranoje? Nie wytrzymuje ze sobą...
Zwykle coś dorzucam na koniec notki. Ostatnio chodzi mi po głowie. Może też mam paranoje? Nie wytrzymuje ze sobą...
poniedziałek, 16 marca 2015
Kałuża emocjonalna...
Minął tłusty czwartek, walentynki minęły, piątek trzynastego minął, był dzień kobiet i teściowej. Zjadło się pączki, zobaczyło się kogoś za kim serce szalało, pecha się ominęło, dostało się czekoladki, a teściowej pewnie jeszcze długo mieć nie będę, ot taka denna egzystencja ostatnio. I do tego wszystkiego zostałam wysłana na przymusowy urlop. Czas zmienić pracę... Prowadzę w międzyczasie rozmowę ze znajomą, która w ogóle mnie nie obchodzi, ale udaje, że jednak jest inaczej choć sama nie wiem dlaczego. Zdziwiona jestem tym faktem. Nie odkochałam się nadal, jednak próbuję wyleczyć się z tego dla własnego dobra, bo przecież nic z tego nie wyjdzie, to logiczny wybór. Stałam się ostatnio bardziej wycofana więc mniej się angażuje choćby w pracę, bardziej szczera, bardziej walczę o swoje zdanie, racje i prawa i przestaje mnie obchodzić co w pracy o mnie pomyślą moje cudowne koleżanki, na palcach jednej ręki, ot trzech palcach policzyć mogę te osoby, z którymi pracując na zmianie pracuje się dobrze, bo traktują mnie jak każdego innego pracownika, dziewczyny z działu mięsnego nie wchodzą w moją rachubę ponieważ nie mam z nimi bezpośredniego kontaktu na zmianie. W końcu jesteśmy na dwóch różnych końcach sklepu, trudno tu mówić o jakimś kontakcie podczas pracy, więc tylko kasjerki wliczam do trzech porządnych, jednej cwaniary, która przy szefowej jest pierwsza do pracy i najsolidniejsza oraz pozostałych, które skoro mają na koszulkach nazwę sklepu to kasjera z firmy zewnętrznej mogą traktować z wyższością, nie raz z pogardą. Coś pękło z dnia na dzień, blokada pewnej powściągliwości w słowach, zachowaniu, traktowaniu osób dobrze. Traktuje ludzi jak na to zasługują, moje koleżanki z pracy jeśli jeszcze do niej wrócę dowiedzą się, że nie będę już grzecznie czekać na stałe zatrudnienie, przez co nie będę zgadzać się na wszystko. Mam swoje prawa, zapier***am jak one wszystkie, koniec dobroci dla tej pieprzonej kurzej fermy. Jedna na drugą najpierw gada, wygląda jakby miało dojść do walki kogutów, a po chwili okazuje się, że dziewczynki idą razem na piwko do pubu, bo to przecież najlepsze przyjaciółeczki od zawsze. Fałsz, obłuda i każdy na każdego nadaje. Wielkim problemem jest puścić mnie na przerwę, a jak już łaskawie mnie puszczą to jeszcze poganiają, żebym tylko się streszczała bo one mają dużo roboty, co mnie to obchodzi, mam 15 minut przerwy i chce w spokoju zjeść. Wyprułam się z emocji, zostało tylko przeświadczenie, że jak spróbuje mnie ktoś kopnąć w dupę to mu oddam takim samym kopniakiem, ale najpierw nałożę glana. Moje emocje są płytkie, nawet wkur... mi się nie chce. Dziś to tyle, nawet obrazka czy piosenki nie chce mi się szukać na zakończenie tej emocjonalnie płytkiej jak kałuża notki.
wtorek, 3 marca 2015
Zła notka, wkurzona kobieta! Gdzieś musiała się wyżyć...
Jeśli przychodzisz najpierw pięknie się uśmiechając, mówiąc tak słodko i uroczo, wodząc za mną wzrokiem, gapiąc się na mnie, a następnie mnie po całości ignorujesz, to nie wiem naprawdę o co ci do cholery chodzi dobry człowieku! Kobiety czasami są durne w swym zachowaniu w stosunku do mężczyzn, to szczera prawda, ja też głupieje gdy Cię widzę, to tak jakbym spotkała swego idola, mój ideał mężczyzny, zakochana do reszty, jeszcze nigdy tak nie miałam, a tu wyraźna porażka, że aż wyć się chce. Jeśli raz się na mnie gapisz, że wzroku nie możesz oderwać, a następnie całkowicie ignorujesz i gapisz się cały czas w swój pieprzony telefon, przy czym jeszcze wyczułam złość w odpowiedzi na proste pytanie jakbym zapytała o coś złego lub nie dawała ci żyć od tygodnia, to jesteś niepoważny, ciężki dzień? Doprawdy?! Przez Ciebie mój też nie był najlepszy, bo nie wiem czy zrobiłam coś złego, czy zwyczajnie była taka potrzeba by złość wylać na pierwszą lepszą osobę, tudzież padło na mnie. Czy może nie lubisz blondynek? Ku*wa, chyba jednak źle się przefarbowałam, powinnam jednak na rudo, bo rude są wredne! Wkurzyłam jakąś babkę bo zwróciłam jej uwagę, że pozostawianie wziętych z półki rzeczy byle gdzie jest brakiem szacunku do czyjejś pracy, a także pracownika sklepu, dowiedziałam się, że jestem niemiłą osobą, co było najłagodniejszym z określeń, pani też milutka nie była i mam rację, takie rzucanie wszędzie wszystkiego co popadnie nie jest fajne! Biedronka na moim osiedlu jest tak zasyfiona przez taką hołotę, że pracownicy nie zdążają z odstawianiem na półki tych wszystkich rzeczy. Niektórzy to jakieś genetyczne podróbki ludzi...
Każdy żonaty powinien obowiązkowo nosić obrączkę, a każdy wolny facet powinien być jakoś widocznie oznakowany, że jest do wzięcia, żeby się ku*wa nie nadziać na jakiś niewypał i nie robić sobie nadziei! Jak spotykasz swój ideał i okazuje się, że nie możesz z nim być to boli jak diabli... i złości i smuci, aż w końcu próbujesz go znienawidzić i uznajesz, że nie jest Ciebie wart!
Jakiś popie***lony psychicznie amorek we mnie strzelił, a ta strzała zraniła, aż do krwi, aż do kości, aż do serca, aż do rozumu... a w Walentynki ten dupek przylazł i przyglądał mi się, tak milutko do mnie mówił i sprawdzał czy patrzę jak odchodzi, chyba, żeby się upewnić co traci to spojrzał jeszcze ten raz! Jeśli masz zamiar być miły, ot tak, bo masz miłe usposobienie to ku*wa przestań mnie podrywać!
Każdy żonaty powinien obowiązkowo nosić obrączkę, a każdy wolny facet powinien być jakoś widocznie oznakowany, że jest do wzięcia, żeby się ku*wa nie nadziać na jakiś niewypał i nie robić sobie nadziei! Jak spotykasz swój ideał i okazuje się, że nie możesz z nim być to boli jak diabli... i złości i smuci, aż w końcu próbujesz go znienawidzić i uznajesz, że nie jest Ciebie wart!
Jakiś popie***lony psychicznie amorek we mnie strzelił, a ta strzała zraniła, aż do krwi, aż do kości, aż do serca, aż do rozumu... a w Walentynki ten dupek przylazł i przyglądał mi się, tak milutko do mnie mówił i sprawdzał czy patrzę jak odchodzi, chyba, żeby się upewnić co traci to spojrzał jeszcze ten raz! Jeśli masz zamiar być miły, ot tak, bo masz miłe usposobienie to ku*wa przestań mnie podrywać!
sobota, 7 lutego 2015
Tracę czas i wiarę.
w ciszy czterech ścian opadam jak mgła
w smutku, w samotności, w rozpaczy,
nie mam dla siebie litości ani grosz,
ulotna moja myśl rozprasza się po kątach
nie mogę nie czuć nic, nie mogę tak do końca
umiera we mnie coś codziennie i tak mocno
boli mnie to, że codziennie odradza się na nowo
w milczeniu pustych dni wykrzyczeć się nie umiem
pozbyć się tego nie chcę, choć wiem jak to truje
nadzieją, że może dziś i wiarą, że jednak jutro
nie przychodzi wciąż ten dzień i przyjść od dawna nie chce
przemawiam sama do swego rozumu, że nie przyjdzie,
a on, że jest pewnie na to za wcześnie
nie umiem się wyplątać, to jak pułapka na mnie samą,
a może nie chce bo tak mi dobrze wierzyć
choć ta wiara w moim sercu głęboką jest raną,
powtarzam sobie, że czas leczy rany,
myśląc, że w końcu to On uleczy, nie sam czas
przetrwany na czekaniu, nie wartym czy może jednak
nie wiem, gubię się sama, a czas mnie nie oszczędza.
w smutku, w samotności, w rozpaczy,
nie mam dla siebie litości ani grosz,
ulotna moja myśl rozprasza się po kątach
nie mogę nie czuć nic, nie mogę tak do końca
umiera we mnie coś codziennie i tak mocno
boli mnie to, że codziennie odradza się na nowo
w milczeniu pustych dni wykrzyczeć się nie umiem
pozbyć się tego nie chcę, choć wiem jak to truje
nadzieją, że może dziś i wiarą, że jednak jutro
nie przychodzi wciąż ten dzień i przyjść od dawna nie chce
przemawiam sama do swego rozumu, że nie przyjdzie,
a on, że jest pewnie na to za wcześnie
nie umiem się wyplątać, to jak pułapka na mnie samą,
a może nie chce bo tak mi dobrze wierzyć
choć ta wiara w moim sercu głęboką jest raną,
powtarzam sobie, że czas leczy rany,
myśląc, że w końcu to On uleczy, nie sam czas
przetrwany na czekaniu, nie wartym czy może jednak
nie wiem, gubię się sama, a czas mnie nie oszczędza.
piątek, 30 stycznia 2015
A po głowie chodzi mi Save me from myself.
Czasami się zastanawiam, dla kogo ja to wszystko robię, dla kogo tak się staram, maluję, pięknie wyglądam, zmieniam fryzury, stroję się, dwoje i troje... może żyć będziesz w zapisanych słowach, ale ja chcę byś był obok mnie w sposób fizyczny, nie duchowy, ale ciebie tak po prostu nie ma. Czy to życia igraszka taka by podrażnić mnie raz jeszcze? Jeśli taka ma być moja miłość, to ja jej nie chcę! Był gdzieś taki od losu znak, by nie igrać z tym uczuciem, czy posłuchałam? a skąd! Przecież ja wiem lepiej... a teraz tylko tęsknie i wyczekuję go, jak ukochana tego marynarza, co ma inną w każdym porcie... czy ma inną? nie wiem, czy wróci? tak, chcę... poproszę.
sobota, 3 stycznia 2015
Ula tańczy jak szalona... więcej grzechów nie pamiętam, za żaden nie żałuje :-D
To jak wasz nowy rok? Zaczął się szczęśliwie? Bo mój był głośny, zwariowany i jeśli preferencje muzyczne sąsiadów różniły się od naszych na naszej domówce to jedno jest pewne, nienawidzą nas... Tak przy okazji nowego roku dostałam pochwałę od sąsiadki, znaczy trafiło to do mojego ojca, a on mi przekazał, to miło nastawia na ten nowy rok, kiedy ktoś dobrze mówi o tobie. A w pracy dostałam mnóstwo życzeń na święta, na sylwestra i wczoraj na nowy rok. Później będą mniej mili ha ha :-D Sylwester to dla mnie żaden powód do świętowania, w ubiegłym roku spędziłam go przy komputerze komponując muzykę i grając w gry, tym razem chciałam po prostu dać upust emocjom i wykrzyczeć się, a nawet wytańczyć ;-) Tak więc, jeśli dałyśmy radę przekrzyczeć puszczaną muzykę to sąsiedzi, musicie wiedzieć, że dla mnie to była zabawa epicka, w gronie znanych i lubianych i wiedzcie, że nie jest mi przykro jeśli chcieliście pójść wcześniej spać, a przez nas nie mogliście :-D To za disco polo puszczane o 6.00 rano god damn it. A muzyka leciała przeróżna poczynając od rapu, przez głupie covery po rock i metal. Nawet była "Ruda tańczy jak szalona" ha ha :-D Z kumpelą śmiałyśmy się, że brakuje tutaj tylko mojej mamy tańczącej na stole, w końcu jest ruda i uwielbia tańczyć... jak szalona :-)
Święta minęły w gronie rodzinnym, sylwester w gronie przyjaciół, czas wrócić do rzeczywistości.
Rzeczywistość malowała się szarą kreską grafitowego ołówka, artysta od pogody pogubił kredki i teraz jest szaro, buro i ponuro. W pracy nakrzyczałam na naszą gwiazdę w psuciu wszystkiego i mieszaniu towaru jednego z drugim i nie jest mi głupio, że to zrobiłam. Zwłaszcza, że znowu jej się coś pomieszało, przyszła wczoraj do mnie do kasy po skończeniu pracy i mówi, że ma mi przekazać, że mam tak i tak do pracy w weekend. Przychodzi szefowa później i mówi mi coś zupełnie innego. Myślała, że się nie spytam, albo, że nikt mi nic nie powie? Jak chciała się zamienić mogła powiedzieć, ale wydaje mi się, że chciała zrobić mi po złości. Jak na nią nakrzyczałam to się tylko zaśmiała... Sweet revenge? Po pracy wróciłam do domu, nie było nikogo więc obejrzałam film w telewizji, nie robię tego często, ponieważ nie mam chęci lub czasu. Głównie chęci. Akurat udało mi się trafić na świetny film obrazujący czasy II wojny w Niemczech, zatytułowany "Złodziejka książek", film widziany oczami dziecka, obejrzałam pierwszy tego typu i spodobał mi się, choć recenzje bywają mniej i bardziej pochlebne. Wywody o przerysowaniu i skręcaniu z dramatu w baśniowe wątki są bardzo długie. Największe wrażenie wywarło na mnie jedno zdanie, cytuję "Zawsze znajdziesz mnie w swoich słowach, w nich będę żył." Pomyślałam wtedy o kimś za kim bardzo tęsknie i poruszyło mnie to. Sądzę, że będzie działać na mnie jeszcze długo.
Po świętach przeglądałam swojego bloga i zauważyłam, że spełniłam pewne swoje postanowienie. A pewnych nie. Takie podsumowanie ubiegłego roku
To co się udało:
To co nie wyszło:
Święta minęły w gronie rodzinnym, sylwester w gronie przyjaciół, czas wrócić do rzeczywistości.
Rzeczywistość malowała się szarą kreską grafitowego ołówka, artysta od pogody pogubił kredki i teraz jest szaro, buro i ponuro. W pracy nakrzyczałam na naszą gwiazdę w psuciu wszystkiego i mieszaniu towaru jednego z drugim i nie jest mi głupio, że to zrobiłam. Zwłaszcza, że znowu jej się coś pomieszało, przyszła wczoraj do mnie do kasy po skończeniu pracy i mówi, że ma mi przekazać, że mam tak i tak do pracy w weekend. Przychodzi szefowa później i mówi mi coś zupełnie innego. Myślała, że się nie spytam, albo, że nikt mi nic nie powie? Jak chciała się zamienić mogła powiedzieć, ale wydaje mi się, że chciała zrobić mi po złości. Jak na nią nakrzyczałam to się tylko zaśmiała... Sweet revenge? Po pracy wróciłam do domu, nie było nikogo więc obejrzałam film w telewizji, nie robię tego często, ponieważ nie mam chęci lub czasu. Głównie chęci. Akurat udało mi się trafić na świetny film obrazujący czasy II wojny w Niemczech, zatytułowany "Złodziejka książek", film widziany oczami dziecka, obejrzałam pierwszy tego typu i spodobał mi się, choć recenzje bywają mniej i bardziej pochlebne. Wywody o przerysowaniu i skręcaniu z dramatu w baśniowe wątki są bardzo długie. Największe wrażenie wywarło na mnie jedno zdanie, cytuję "Zawsze znajdziesz mnie w swoich słowach, w nich będę żył." Pomyślałam wtedy o kimś za kim bardzo tęsknie i poruszyło mnie to. Sądzę, że będzie działać na mnie jeszcze długo.
Po świętach przeglądałam swojego bloga i zauważyłam, że spełniłam pewne swoje postanowienie. A pewnych nie. Takie podsumowanie ubiegłego roku
To co się udało:
- ograniczyłam wydawanie pieniędzy
To co nie wyszło:
- nauka języka litewskiego
- ograniczenie słodyczy (na szczęście nie mam tendencji do tycia)
- ćwiczenia na brzuch i pośladki
- spacer wzdłuż rzeki przez miasto
- spacer wzdłuż rzeki przez miasto
- ćwiczenia na brzuch i pośladki
- dalsza kontrola wydatków
- dalsze ograniczenia słodyczy
- dokończenie nowej powieści
Podczas świąt mój brat bawił nas muzyką wszelaką, udając didżeja, a korzystając z you tube, dzieciaki siedząc z nami zaczęły krzyczeć, żeby puścił siódmy wymiar, pytam jaki wymiar? Siódmy. Mówię, znam trzeci, ale żeby siódmy? Więc brat szuka, podaj tytuł mówi (do dziesięciolatka), więc podaje, wpisuje tytuł, a zamiast siódmego, pokazuje nam się tytuł i trzeci wymiar. Dzieciaki pomyliły się o 4 wymiary wzwyż :-D Szczerze, nie dziwi mnie, że akurat znali tą piosenkę, lubią ją, choć sądzę, że zupełnie nie rozumieją jej przekazu :-D W końcu koleś śpiewa, że zabił jakiegoś grubasa, ot tyle co rozumieją :-) Sama historia na jakiej ten utwór jest oparty bardzo motywuje do tego, żeby zrobić coś z sobą i swoim życiem.
Utwór wpadł w ucho nawet mnie, kiedyś słuchałam siód... trzeciego wymiaru :-) Bardzo dawno to było, więc na sylwestra sobie przypomniałam, kumpela też, ona akurat nadal słucha rapu, a sąsiedzi od disco mieli przekichane :-D niech szczezną!
Subskrybuj:
Posty (Atom)