sobota, 16 maja 2015

Wejdź w moją skórę i spróbuj mnie nie zabić wcześniej niż to zostało przewidziane. Powodzenia!

Coś pękło, poczucie humoru zostało, jednak schowane w środku, nie wychodzi zbyt często, stałam się bardziej poważna, bardziej zdecydowana, ale również bardziej stanowcza i pyskata, bo nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć, co robić, umrzesz za mnie, że tak mną próbujesz sterować? Kiedyś byłam samotnikiem obserwującym otoczenie i ludzi, to wraca, mam znajomych i przyjaciół, ale tak jak kiedyś są na odległość, zajęci sobą, swoimi sprawami i życiem, mam więc trochę czasu by patrzeć. Obserwuje ludzi i zastanawiam się dlaczego wybrali to co wybrali. Te osoby, które na co dzień są obok nich, wydaje się, że są zupełnie inne, nie dopasowane do nich. Bardzo często mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, czy ludzie wtedy dopełniają się wzajemnie? W większości obserwowanych przez mnie przypadków nie chodzi o pieniądze, widać na pierwszy rzut oka, że chodzi o bogactwo innego pokroju. Charakter, to jak traktują innych ludzi, każdy popełnia błędy, każdy ma swoje wady i zalety, jesteśmy tylko ludźmi, mogę mówić każdemu, że uważam się za idealną, porównując się z innymi, ale nie ma takiej możliwości, żebyśmy się mogli z innymi porównywać. Każdy jest jaki jest i taki jest na swój sposób, to tak jakbyś chciał porównać ogórka ze szparagiem, jaki to ma sens? Nie będę porównywać się do modelki z czasopisma, głównie dlatego, że jej samej trudno się porównać do efektów pracy w fotoszopie. Trzeba pamiętać, że każdy ma swój gust i podoba mu się coś innego, a o gustach się nie dyskutuje. Ostatnio spojrzałam przez okulary przeciwsłoneczne na pochmurny dzień, próbując coś zmienić w życiu bądź gotowy na porażki, jeśli upadniesz masz szansę wstać, więc lepiej skorzystaj, jesteś silniejszy, masz +1 do nowego początku, a jak ci się uda z nowym początkiem masz +10 do lansu. Czasami trzeba się pogodzić, że teraz jest jak jest, to pomaga by wydobyć się ze stagnacji. Pogodzona ze sobą szukam wyjścia z tej sytuacji, w której ciągle trwam, zostanę jeszcze na trochę, teraz nie jest dobry moment by to zmieniać. Ale zawsze dobrze się rozejrzeć, by wiedzieć, mieć punkt zaczepienia. Wydawało mi się, że mam taki punkt, dobrze myślałam, wydawało mi się. Czy jeśli teraz w życiu zaliczam same porażki, to odmieni się to wkrótce na sukcesy? Oczywiście, że samo się nie odmieni, kto tobie człowieku bardziej pomoże, jeśli nie ty sam? Zaszkodzić sobie też możesz bardziej niż kto inny, ale skupmy się na pozytywach. Faceta nie mam, w kobietach nie gustuje, ale kto wie, jak tak dalej pójdzie może zacznę, pracę mam jaką mam, próbując ją zmienić zaryzykowałam jej utratę, mało zarabiam, muszę spłacić laptop... pozytywy tak? Śmiech przedłuża życie, dzięki mojej pensji będę nieśmiertelna.
Obserwując osoby w długoletnich związkach widzisz, że albo ich porąbało, że są razem tyle czasu przechodząc przez ten cały syf i jeszcze jeden i kolejny i dając się wmanewrować w jedną i kolejną kłótnie, albo po prostu mają coś czego my nie mamy. Tylko wciąż nie wiem co to... Mówi się, że my młodzi nie potrafimy pracować na swoje związki, tylko chcemy i wymagamy, a jeśli nie dostajemy czego oczekujemy to rozstajemy się, jeśli księżniczka szuka księcia to niech się nie dziwi, że później musi mu usługiwać, nie umie, więc księżniczka niech się nie dziwi, że książę idzie do innej wieży i szuka kolejnej księżniczki, może mniej rozpieszczonej. Bo niestety książąt nie ma mniej lub bardziej rozpieszczonych, są rozpieszczeni i koniec. Ale patrząc na przykład na moich rodziców, oni też niczego nie naprawiają, u nich włącza się typowy alzheimer. Zwyczajnie zapominają, jakby nic się nie wydarzyło, kłótnia? Jaka tygodniowa kłótnia, ktoś tu płakał, ktoś tu krzyczał? Skąd! Może to jest właśnie tajemnicą udanego związku, by zapomnieć? Pewnie ktoś od razu by pomyślał, że po prostu się kochają, miłość? Człowieku, jaka miłość, po ponad dwudziestu latach małżeństwa? Prędzej wspólne dzieci, dom, kredyt, samochód, przyzwyczajenie. Podobno miłość jest wtedy kiedy chcesz tą drugą osobę zabić, ale przekładasz na jutro i na jutro. Po dwudziestu latach to chyba już nawet nie będzie się chciało łapać w tym celu za nóż lub cokolwiek innego. Miało być pozytywnie, więc to był akcent pozytywny, że już nawet ci się nie będzie chciało, więc możesz żyć spokojnie i bez obaw o życie i zdrowie. Jeśli więc kiedyś będę miała męża, to tylko w jednym przypadku będzie mógł sprawić, że wyląduje w szpitalu, zrobić nam dziecko, a mnie wysłać na porodówkę :-)
Z jednej strony zazdroszczę wszystkim, którzy są w szczęśliwych związkach, z drugiej strony przyzwyczajona do samotności nie wiem czy umiałabym się odnaleźć. Czy wygląda to tak jakbym nie wiedziała czego chce, chce zmian, ale nie zmieniam niczego bo nie czas na to, chce faceta, ale nie chce, bo jestem przyzwyczajona do swobody, a może po prostu stąpam twardo po ziemi i widzę, że jeśli skupię się teraz na szukaniu innej pracy mogę stracić tą, którą mam, na ten moment nawet nie mam punktu zaczepienia, trudno więc coś zmieniać, ale niedługo spróbuje znowu. I wiem, że chce nauczyć się ufać na nowo i pozwolić komuś by zaufał mnie.
Z obserwacji wynika, że między nami młodymi, a poprzednim pokoleniem jest ogromna różnica, a wręcz przepaść w tym jak podchodzimy do związków. Znak czasu?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz