Święta minęły w gronie rodzinnym, sylwester w gronie przyjaciół, czas wrócić do rzeczywistości.
Rzeczywistość malowała się szarą kreską grafitowego ołówka, artysta od pogody pogubił kredki i teraz jest szaro, buro i ponuro. W pracy nakrzyczałam na naszą gwiazdę w psuciu wszystkiego i mieszaniu towaru jednego z drugim i nie jest mi głupio, że to zrobiłam. Zwłaszcza, że znowu jej się coś pomieszało, przyszła wczoraj do mnie do kasy po skończeniu pracy i mówi, że ma mi przekazać, że mam tak i tak do pracy w weekend. Przychodzi szefowa później i mówi mi coś zupełnie innego. Myślała, że się nie spytam, albo, że nikt mi nic nie powie? Jak chciała się zamienić mogła powiedzieć, ale wydaje mi się, że chciała zrobić mi po złości. Jak na nią nakrzyczałam to się tylko zaśmiała... Sweet revenge? Po pracy wróciłam do domu, nie było nikogo więc obejrzałam film w telewizji, nie robię tego często, ponieważ nie mam chęci lub czasu. Głównie chęci. Akurat udało mi się trafić na świetny film obrazujący czasy II wojny w Niemczech, zatytułowany "Złodziejka książek", film widziany oczami dziecka, obejrzałam pierwszy tego typu i spodobał mi się, choć recenzje bywają mniej i bardziej pochlebne. Wywody o przerysowaniu i skręcaniu z dramatu w baśniowe wątki są bardzo długie. Największe wrażenie wywarło na mnie jedno zdanie, cytuję "Zawsze znajdziesz mnie w swoich słowach, w nich będę żył." Pomyślałam wtedy o kimś za kim bardzo tęsknie i poruszyło mnie to. Sądzę, że będzie działać na mnie jeszcze długo.
Po świętach przeglądałam swojego bloga i zauważyłam, że spełniłam pewne swoje postanowienie. A pewnych nie. Takie podsumowanie ubiegłego roku
To co się udało:
- ograniczyłam wydawanie pieniędzy
To co nie wyszło:
- nauka języka litewskiego
- ograniczenie słodyczy (na szczęście nie mam tendencji do tycia)
- ćwiczenia na brzuch i pośladki
- spacer wzdłuż rzeki przez miasto
- spacer wzdłuż rzeki przez miasto
- ćwiczenia na brzuch i pośladki
- dalsza kontrola wydatków
- dalsze ograniczenia słodyczy
- dokończenie nowej powieści
Podczas świąt mój brat bawił nas muzyką wszelaką, udając didżeja, a korzystając z you tube, dzieciaki siedząc z nami zaczęły krzyczeć, żeby puścił siódmy wymiar, pytam jaki wymiar? Siódmy. Mówię, znam trzeci, ale żeby siódmy? Więc brat szuka, podaj tytuł mówi (do dziesięciolatka), więc podaje, wpisuje tytuł, a zamiast siódmego, pokazuje nam się tytuł i trzeci wymiar. Dzieciaki pomyliły się o 4 wymiary wzwyż :-D Szczerze, nie dziwi mnie, że akurat znali tą piosenkę, lubią ją, choć sądzę, że zupełnie nie rozumieją jej przekazu :-D W końcu koleś śpiewa, że zabił jakiegoś grubasa, ot tyle co rozumieją :-) Sama historia na jakiej ten utwór jest oparty bardzo motywuje do tego, żeby zrobić coś z sobą i swoim życiem.
Utwór wpadł w ucho nawet mnie, kiedyś słuchałam siód... trzeciego wymiaru :-) Bardzo dawno to było, więc na sylwestra sobie przypomniałam, kumpela też, ona akurat nadal słucha rapu, a sąsiedzi od disco mieli przekichane :-D niech szczezną!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz