poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ulencja Bedorf - autorka

Zacznę od tego, że swatanie lub jego próba nie są w moim życiu mile widziane... nowemu wpadłam w oko i nic w tym złego, ale żeby zastępca kierownika zasugerował mi, żebym się za chłopaka brała bo jest sam. Jak zechce to się wezmę, nie jest tak całkiem w moim typie, ale w zasadzie nie chodzi tylko o typ, charakter to rzecz zasadnicza i podstawowa. Moja mam by się ucieszyła jakbym sobie już w końcu kogoś znalazła, od zerwania z byłym minęły prawie trzy lata, to już sporo czasu, więc można by się za kimś rozejrzeć, mój obiekt westchnień jest takie mam wrażenie daleko poza zasięgiem, pewnie nie jestem w jego typie, nie każdy facet lubi kobiety wyższe od siebie :-D wiem z własnego doświadczenia, z tego wszystkiego mój niedoszły chłopak został księdzem ;-)
A teraz przejdę do tego, że dali mi dziesięć dni wolnych, od dziś, a już dziś zadzwonili do mnie, czy mogę jutro przyjść do pracy :-P No trudno, nie zaplanowałam żadnego wyjazdu, czy spotkań, tylko pisanie nowej powieści. Rozpoczęłam pracę nad nowym ebookiem, wydaje je na stronie bardzo przyjaznej autorom. "Wydaje.pl  jest portalem wydawniczym, w którym każdy może wydać swoją publikację w postaci ebooka i zarabiać na jej sprzedaży. Możesz opublikować wszystko – od beletrystyki po prace naukowe, a sam proces może przebiegać zupełnie automatycznie bądź też z pomocą naszych specjalistów. Portal skupia społeczność aktywną literacko i czytelniczo."
Mamy wpływ na wszystko, na okładkę, na treść, żadnej cenzury, nie ważne czy jesteś profesjonalnym pisarzem, czy nikomu nieznanym debiutantem, wydajesz co chcesz i za jaką cenę chcesz. Pracuję nad czwartym ebookiem i mam już dziewiętnaście stron poddanych mojej surowej krytyce, nadają się, zobaczymy z czasem ile będzie poprawek. Jestem bardzo samokrytyczna, jak powiedział mi mój profesor, jestem po prostu bardzo ambitna.
Plan rozpisany, opis postaci i miejsc jest, nic tylko pisać dalej :-)
Szczerze bardzo bym chciała pochwalić się wam moimi małymi dziełkami, ale jestem tam podpisana swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, dlatego wam się nie pochwalę, chcąc tutaj zostać bardziej anonimową, dlatego, że piszę tutaj o tym co leży mi na wątrobie, o moich przemyśleniach, etc. Nie wstydzę się tego, z drugiej strony chcę mieć swobodę pisania.
I nutka na dziś wieczór...

wtorek, 12 sierpnia 2014

Designed in Poland! A produkcja?...

To jest "Dziabąg" - nocny marek, twój najlepszy mroczny przyjaciel do kieszeni i do poduchy, tak straszny i upiorny, że boją się go duchy! Uchroni cię od czarów, klątw i uroku... nie napisano tylko jakiego uroku. Niech dotrzyma ci kroku szczególnie po zmroku! Dziabąg to produkt kolekcjonerski. Znaczy, że nie zabawka, a coś co się zbiera i przechowuje przez lata, na tym polega kolekcjonowanie. Tak, nadal mam karty Dragon Ball z paczek chipsów Crunchips jak się nie mylę.
Poniżej Dziabągowa sesja zdjęciowa.

Trochę elegancji i kolorowej fantazji.
Przerwa na kawę z ciastkiem.

Szklana pułapka

Owoce mojej pracy, gdyż pomidor ponoć jest owocem.

Uskrzydla mnie ten dzień :-)

Dziabągi znaleźć można w salonach empik i oczywiście na stronie dystrybutora, gdyż pochodzę one z Tajlandii. Wyjątkowo nie made in China ;-)
Dystrybutorem jest sklep internetowy Pan Dragon

Teraz pewnie zastanawiacie się, czy ta nadmiernie lubująca się w wydawaniu kasy, aby nie zdziecinniała? A może faktycznie uskrzydla mnie ten dzień? A może lubię takie zwariowane rzeczy? Na pewno lubię robić zdjęcia, a to był dobry pretekst by kilka ich zrobić. Zresztą na starość nie trzeba być nudnym, pozdrowienia dla wszystkich mega dojrzałych, których przeraża poczucie humoru i fantazja rodem nastolatki, niestety podobno teraz nastolatki nie mają wyobraźni... sorry tak słyszałam :-D

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dzień zaczynam od siebie...

Gdybym miała napisać krótko i na temat, to napisałabym, że urlop mi minął, urodziny przeszły jak zawsze bez większego echa, bo od lat nie obchodzę urodzin w typowy sposób, impreza, tort, zapraszanie gości, picie do upadłego, mój obiekt westchnień mnie olał, natomiast ja stałam się obiektem westchnień nowo zatrudnionego, moja szefowa dała mi w prezencie świeczkę zapachową w szkle, czerwoną o zapachu wiśniowym ot tak, bez okazji, no może to w nagrodę za te nadgodziny, w sobotę 9h, w kolejną sobotę 9h, a jak wiemy po sobocie jest niedziela, więc kolejne 9h, z tym, że to akurat normalny czas pracy dla wszystkich, ale i tak jest dość ciężko. Wiem, wiem, to nie praca górnika, ale też nie siedzę i kawki za kawką nie popijam, plotkując przez większość czasu pracy z koleżankami lub przez telefon.

Ostatnio napatoczyłam się na takie określenie wyglądu jak "bitch face", zastępczyni kierownika właśnie ma taką "suczą twarz", wredną, nawet jak się uśmiecha to wygląda jak wredna sucz... w dodatku jest ruda. Ja za to wyglądam na słodką, miłą i grzeczną i jak ktoś zobaczy, że się wkurzyłam to się dziwi, a jak mówię, że jestem wredna to nikt mi nie wierzy :-) A na dodatek muszę tłumaczyć, że mój tatuaż to nie naklejka i jest prawdziwy, bo też nie do końca wierzą, mówią, że z naklejki, że henna, tak wygląda proces gojenia, w pewnym momencie tatuaż wygląda jak z naklejki, później jak popsuty, bo strupek schodzi. Mój tatuaż jest na etapie popsutego, czekam niecierpliwie, aż strupek zejdzie. A teraz idę się pięknić do pracy, prysznic i mycie włosów jest, teraz jeszcze zrobić make-up, który zajmuje mi jakieś 40 minut, ale za to jaki efekt :-D, sądzę iż do tego efektu przyczyniają się dobre kosmetyki i odpowiednie pędzelki, tak zwanych firmówek, czyli kosmetyków lepszych firm używam do twarzy, podkład, puder i jeszcze na rzęsy, róż i cienie mogą być już mniej rozreklamowanych firm, jeszcze do tego pazurki i namaścić ciałko perfumowanym kremem do ciała. Po prostu lubię o siebie dbać i ładnie wyglądać... czuć się jak bogini :-D

 I' m too sexy :-D